One Direction

One Direction

7 maja 2014

LOUIS - ROZDZIAŁ VIII

CZEŚĆ WSZYSTKIM ;)

No udało mi się w końcu dokończyć rozdział z Louisem bo powiem szczerze, że nie wiedziałam jakoś za bardzo jaka powinna być końcówka. Mam nadzieję, że jakoś to wyszło, a najlepiej będzie, jeśli sami to ocenicie :) Oto ósma część opowiadania :

ROZDZIAŁ VIII


Rano…
   - Didi pić! Suszy mnie!
Podniosłam leniwie głowę z mięciutkiej poduszki i rozejrzałam się dookoła. Byłam w swoim łóżku, natomiast zza ściany dobiegał wrzask mojego brata. Co się wczoraj dokładnie stało? Pewnie zaraz sobie przypomnę, niech tylko wstanę i w jakiś magiczny sposób dojdę do siebie i postawię na nogi „wysuszonego” Daniela. Nie mogłam znaleźć pod łóżkiem mojego drugiego kapcia, toteż postanowiłam powędrować do kuchni na boso.
   - Błagam, chociaż szklankę wody – marudził Dan.
   - O której wróciliśmy do domu? – spytałam drapiąc się po głowie.
   - Nie mam pojęcia ale to nie ważne Didi, piiiiić – odparł.
   - Ile razy cię prosiłam, żebyś nie mówił do mnie „Didi”? Mówiłeś tak jak miałam 5 lat – zaśmiałam się.
   - Ale wciąż jesteś tak samo urocza – odpowiedział z uśmieszkiem mój kochany braciszek.
   - Nie musisz tak słodzić, przyniosę ci tą wodę – powiedziałam i skierowałam się do kuchni a tak dokładniej, ku lodówce w której znajdował się napój.
Po chwili rzuciłam plastikową butelką w stronę kanapy, na której leżał Daniel, po czym spojrzałam na wyświetlacz komórki, która o dziwo leżała na kuchennym blacie a nie w mojej sypialni. Chciałam sprawdzić która godzina, jednak najpierw odczytałam smsa, którego wcześniej nie widziałam :
„Skarbie wybieraj proszę następnym razem bardziej normalną godzinę niż środek nocy… ale i tak było bardzo miło, całuję – Louis x”
   - Louis? – powiedziałam sama do siebie.
   - Mówiłaś coś?! – krzyknął Dan.
   - Tak! Że zaraz zrobię śniadanie!
Louis? Dlaczego do mnie napisał? Przecież kazałam mu, żeby dał mi spokój. I jaki środek nocy? Zaraz, zaraz, chyba zaczynam sobie przypominać…
Louis
   - Wychodziłeś gdzieś w nocy? – zapytała się leżąca obok mnie w łóżku El.
   - Niby gdzie?
   - No nie wiem, ale wydawało mi się że wstałeś i gdzieś poszedłeś.
   - Ech… nie mogłem spać więc poszedłem do kuchni no i trochę tam posiedziałem.
   - Wszystko z tobą w porządku?
   - Jasne nie przejmuj się – odparłem i cmoknąłem ją w czoło.
Diana
   - Co tak dłubiesz w tym talerzu? – spytał Daniel.
Nie mogłam nic przełknąć. Cały czas myślałam o zeszłej nocy i tym, jaką straszliwą głupotę popełniłam. Nie chciało mi się w to nawet wierzyć, jednak wszystko wskazywało na to, że tak właśnie było. Chyba jedynym wyjściem z tej sytuacji było spotkanie z Louisem i wyjaśnienie tego, co wczoraj między nami zaszło, jeśli w ogóle coś zaszło.
   - Na razie nie będę jeść, muszę zadzwonić – odpowiedziałam i wyszłam do łazienki aby spokojnie móc porozmawiać.
Louis
Usłyszałem wibracje komórki leżącej na szafce nocnej. Jednym szybkim ruchem poderwałem się z łóżka i chwyciłem urządzenie aby móc odebrać połączenie.
   - Słucham?
   - Emm, cześć.
Gdy tylko zorientowałem się że to Diana, od razu podskoczyłem i szepnąłem El, że to ważny telefon i że muszę porozmawiać na osobności, po czym opuściłem naszą sypialnię.
   - Cześć kotku – powiedziałem cicho do słuchawki.
   - Możemy się spotkać? To ważne.
   - Kiedy tylko chcesz – zaśmiałem się.
   - Dobrze, w takim razie za godzinę w parku koło kawiarni – odparła i rozłączyła się.
Diana
Musiałam do niego zadzwonić. Nie było innego rozwiązania, dzięki któremu mogłabym być spokojna. Postanowiłam szybko się ubrać i wyjść na miejsce, w którym się z nim umówiłam. Narzuciłam jakiś sweter, spięłam swobodnie włosy, po czym opuściłam swoje mieszkanie zostawiając w nim brata.
Kiedy dotarłam na miejsce okazało się, że mam jeszcze 20 minut do czasu umówionego spotkania. Korzystając z okazji, że tuż pod nosem była kawiarnia a ja czułam się potwornie zmęczona mimo wczesnej pory, wstąpiłam do lokalu i wzięłam sobie jeden kofeinowy napój na wynos, po czym wróciłam do parku i zaczęłam przechadzać się alejkami w tę i z powrotem czekając na Louisa.



Spóźniał się. Było wpół do dwunastej a ja wciąż nie dostrzegałam jego zbliżającej się postaci czy chociażby cienia. Po kilku minutach zauważyłam znajomą sylwetkę, lekko potargane włosy i nieznikający śnieżnobiały uśmiech. Podszedł do mnie i przywitał się :
   - Dobrze że jesteś – powiedziałam – Musimy pogadać.
   - Jasne tylko o czym? – spytał jakby nie wiedział o czym.
   - Wiesz o czym. Chodzi mi o wczoraj a właściwie o dzisiaj, albo raczej… oj no wiesz!
   - Wysłałem ci smsa.
   - Widziałam.
   - Czyżbyś nie pamiętała co robiliśmy? – uśmiechnął się cwaniacko.
Nie chciałam wyjść na idiotkę ze sklerozą, ale nie mogłam mu powiedzieć że pamiętam, bo nic by mi nie powiedział.
   - Nie – odparłam, kierując wzrok wszędzie, byle by nie trafić na jego spojrzenie.
   - W takim razie żałuj – droczył się dalej.
   - Powiedz wprost : spaliśmy ze sobą? – zapytałam i spaliłam buraka.
Louis zmarszczył brwi, zrobił dziwną minę a po chwili… wybuchnął głośnym śmiechem tak, że wszyscy przechodzący koło nas ludzie patrzyli się jak na dwójkę idiotów.
   - Co cię tak śmieszy ?! – wkurzyłam się.
Trochę mu zajęło aby się opanować, lecz kiedy już to zrobił, odpowiedział na moje pytanie.
   - Za kogo ty mnie masz? Myślisz, że wykorzystałbym pijaną i niczego nie świadomą dziewczynę? Przecież ona też musi brać w tym czynny udział – zaśmiał się.
   - No to co robiłeś u mnie w domu?
   - Sama do mnie zadzwoniłaś i kazałaś przyjść.
   - Serio? Niby jakim cudem? Przecież mówiłam ci, żebyś dał mi spokój.
   - Widocznie w tamtej chwili tego nie chciałaś – odparł.
   - W takim razie co się stało jak przyszedłeś?
   - Zostałem bardzo miło powitany przez twoje usta a potem chciałaś zdjąć ze mnie bluzę.
   - Nie możliwe, nie wierzę.
   - Widocznie miałaś na coś ochotę, ale udało mi się zaciągnąć cię na kanapę i przykryć kocem żebyś mogła usnąć.
   - I co?
   - Potem objęłaś mnie rękoma i zaczęłaś pytać czy zostanę z tobą, czy się na ciebie gniewam i mówiłaś, że jestem słodki, z czym oczywiście się zgadzam – odpowiedział nie przestając się uśmiechać.
   - Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.
   - Myślisz, że zmyśliłbym to wszystko?
   - Akurat masz w tym wprawę – odparłam, na co on spuścił wzrok.
   - No nie fair, mówiłem ci, że to był wypadek.
   - Ok nieważne. Najważniejsze że do niczego nie doszło i za to ci dziękuję. Pewnie nie jeden chętnie wykorzystałby taką sytuację – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
   - Pewnie tak. Może masz ochotę gdzieś się jeszcze przejść? – zapytał.
   - Nie Louis. To że chciałam się z tobą spotkać nie oznacza, że o wszystkim zapomniałam i jest ok. Przepraszam za ten telefon, ale ja nic od ciebie nie chcę.
   - Emm… jasne, tylko jak na razie to ciągle czegoś ode mnie chcesz.
   - To znaczy?
   - Spotkania, telefony, wizyty. A może po prostu leciałaś na to że mam kasę, co?
   - O czym ty w ogóle mówisz? Powiem szczerze, że od początku mi się podobałeś i myślałam, że jesteś fajnym facetem mimo tej całej otoczki ale wiesz co? Za bardzo sobie schlebiasz i uważasz, że wszystko ci wolno a to nieprawda. W ogóle żałuję, że chciałam z tobą porozmawiać, jesteś taki niedojrzały.
   - A gdybyś ty mi się nie podobała to myślisz, że latałbym tak na każde twoje skinienie? Nie znasz mnie, więc nie mów rzeczy, o których nie masz pojęcia, cześć – odpowiedział i zaczął oddalać się ode mnie na tyle szybko, na ile było to możliwe.
Stanęłam jak wryta i patrzyłam w kierunku, w którym szedł. Nie tak wyobrażałam sobie tę rozmowę, w ogóle inaczej wyobrażałam sobie całą sytuację. Nie sądziłam, że obojga z nas tak poniesie, i że powiemy o te jedno słowo za dużo. Było mi cholernie przykro ale wiedziałam, że dobrze zrobiłam wyrzucając to wszystko z siebie.
Po chwili również postanowiłam opuścić park, udając się w jakieś inne miejsce.
Poczułam wibracje w torebce, co oznaczało, że ktoś do mnie dzwoni. Zatrzymałam się aby móc wyjąć telefon i odebrać połączenie. Okazało się, że to Patrick. Niezbyt chciało mi się z nim rozmawiać, jednak nie chciałam być niemiła, dlatego nacisnęłam zieloną słuchawkę :
   - Cześć Patrick, co słychać?
   - Witaj, wszystko w porządku, akurat mam przerwę między pacjentami a co u Ciebie?
   - Bywało lepiej ale nie narzekam.
   - Coś się stało?
   - Nie, po prostu późno poszłam spać i wcześnie wstałam, przez co jestem zmęczona. W jakim celu do mnie dzwonisz? – zapytałam prosto z mostu.
   - Emm zostawiłem chyba wczoraj u ciebie swój szalik, prawda?
   - Tak, jest na wieszaku.
   - W takim razie mógłbym wpaść po pracy i go odebrać?
   - A o której kończysz?
   - O 16. Czy to jakiś problem?
Tak, problemem jest mój brat który siedzi sobie cały czas w domu i ani mu się śni wyjść gdziekolwiek. Ciekawe jakby zareagował na 30-letniego faceta w moim mieszkaniu.
   - Nie, absolutnie żaden ale tak sobie pomyślałam, że może przyniosłabym ci go do pracy, oczywiście dyskretnie.
   - Jeśli masz taką ochotę to nie ma sprawy, tylko czy ty przypadkiem nie powinnaś się jeszcze oszczędzać?
   - Nie. Czuję się dobrze więc jeśli ci pasuje, to za godzinę, góra dwie będę u ciebie ok?
   - Jasne. Do zobaczenia.
   - Do zobaczenia.
I w ten oto sposób znalazłam sobie zajęcie. Nie mogłabym przesiedzieć na tyłku całego dnia, więc taki pomysł był dobrym rozwiązaniem. Po kilkunastu minutach zjawiłam się w domu po szalik Patricka, a chwilę potem opuściłam mieszkanie aby móc pojechać do szpitala, w którym pracował mężczyzna.
Później…
   - Witaj – powiedział Patrick i pocałował mnie w policzek.
   - Proszę, twój szalik – odparłam i uśmiechnęłam się, po czym wręczyłam mu jego zgubę.
   - Jak się czujesz? – zapytał.
   - Proszę nie traktuj mnie jak kolejnego pacjenta, jestem tu prywatnie a czuję się świetnie.
   - Cieszę się – odpowiedział – Napijesz się czegoś?
   - A nie masz teraz żadnych pacjentów?
   - Chwilowo nie a nawet jeśli, to może poczekać – zaśmiał się.
   - Nie żartuj sobie.
   - Kolejny pacjent ma przyjść za pół godziny więc mam czas. Może kawa? – spytał ponownie na co odpowiedziałam skinieniem głowy.
Po chwili…
   - No i dzięki temu udało nam się go uratować – skończył opowiadać Patrick – Słuchasz mnie?
Szczerze mówiąc nie słuchałam niczego co do tej pory powiedział, jednak niegrzecznie byłoby powiedzieć że nie, dlatego powiedziałam, że oczywiście.
Tak naprawdę cały czas myślałam o tym co powiedział mi Louis. Może było w tym trochę prawdy? Ale nawet jeśli, to wcale nie chodziło mi o to, żeby go wykorzystywać. Po prostu był uroczym chłopakiem, od którego oczekiwałam tylko przyjaźni. Z drugiej strony okazał się niezłym kłamcą. Miał trudny charakter ale mimo to ciągle coś nie pozwalało mi przestać o nim myśleć.
   - Nie chcę, żebyś myślała że ciągle się narzucam, ale może dałoby dziś radę wyskoczyć na lampkę dobrego wina, lub jakąś kolację? – zapytał Patrick.
   - Hmm, w sumie sama nie wiem. Mam sporo zaległości na studiach, za kilka dni wracam z powrotem na uczelnię więc…
   - Nie namawiam na siłę, ale jeśli tylko byś zechciała to pamiętaj, że wiesz gdzie mnie szukać – powiedział, po czym dobiegło nas pukanie do drzwi :
   - Można panie doktorze?
   - Tak proszę – odpowiedział i pożegnał się ze mną.
Opuściłam budynek szpitalny i w dalszym ciągu nie wiedziałam gdzie mam się podziać. Wiedziałam, że jeśli tylko wrócę do domu to chyba zwariuję. W sumie dawno nie kontaktowałam się z Sarą. Ciekawe co u niej było słychać. Komu jak komu ale jej przydałoby się trochę rozrywki zwłaszcza, że przez cały czas nie opuszczała swojego chłopaka i mogła czuć się zmęczona :
   - Halo?
   - Cześć Sarah, jak się masz?
   - Dobrze a ty?
   - Też dobrze, jestem właśnie na mieście więc pomyślałam, że może mogłybyśmy się spotkać i pogadać?
   - Teraz? Wiesz co nie za bardzo mogę, ale jeśli chcesz się spotkać to może wpadnij do mnie, chyba znajdzie się w szafce jakaś kawa albo herbata.
   - A nie będę ci przeszkadzać? Nie chciałabym robić kłopotu.
   - Nie zrobisz a mi przyda się tutaj dodatkowe towarzystwo.
   - Hmm, no dobrze. W takim razie kiedy?
   - Kiedy chcesz, choćby i zaraz tylko podam ci adres.
   - Jasne.
Sarah powiedziała przy jakiej ulicy mieszka i powiedziała, że mogę śmiało do niej przyjść. Zanim jednak się do niej wybrałam, wstąpiłam po drodze do sklepu i kupiłam paczkę jakichś ciastek, żebyśmy nie musiały siedzieć przy samej herbatce. Po upływie kilkunastu minut znalazłam się pod drzwiami domu Sary bo jak się okazało, mieszkała niedaleko szpitala. Wcisnęłam dzwonek do drzwi, po czym po chwili zostały otwarte :
   - Hej słonko – przywitała mnie dziewczyna z uśmiechem na co oczywiście jej odpowiedziałam – Szybko przyszłaś – dodała.
   - Byłam w szpitalu i okazało się, że w sumie niedaleko mieszkasz – wytłumaczyłam.
   - Wejdź – odparła i gestem ręki zaprosiła w głąb mieszkania.
Rozejrzałam się dookoła, po czym mój wzrok utkwił na jednym punkcie. Dostrzegłam wychudzonego i strasznie bladego chłopaka siedzącego w fotelu co w połączeniu z cieniem, który na niego padał sprawiało, że wyglądał lekko przerażająco.
   - To jest Oliver – powiedziała Sarah i wskazała właśnie na zaobserwowaną przeze mnie postać.
   - Cześć Oliver, jestem Diana, miło mi cię poznać – oznajmiłam lekko się do niego uśmiechając.
   - Cześć, mi ciebie też – odpowiedział, na co kąciki jego ust również powędrowały ku górze.
   - O, przyniosłaś słodkości? – zauważyła Sarah.
   - To co? Ja ci już nie wystarczam? – zaśmiał się Oliver.
   - Skarbie, jesteś przesłodki, ale niestety niejadalny – odparła mu dziewczyna.
Nasłuchałam się wielu przykrych rzeczy o jej chłopaku, jednak kiedy patrzyłam na jego uśmiechniętą twarz, w żaden sposób nie mogłam wyobrazić sobie tego, że jest śmiertelnie chory i w każdej chwili może umrzeć. Od razu go polubiłam.
   - Jak chcecie sobie pogadać albo coś, to ja mogę się zmyć – zasugerował Oliver.
   - Nie no co ty gadasz? – odparłyśmy równocześnie z Sarą.
   - Nie jestem zbyt ciekawą osobą do rozmów.
Przez chwilę zrobiło się niezręcznie. Chciałam jakoś z tego wybrnąć a tatuaż, który zauważyłam na jego ramieniu chyba mi w tym pomógł :
   - Co to za napis? – spytałam, bowiem tatuaż przedstawiał jakieś zdanie.
   - Ten? To mój pierwszy, który zrobiłem – odpowiedział i odsłonił bardziej rękaw, abym mogła w całości ujrzeć okazałość napisu.
   - „If you want to change the world, first change yourself” – przeczytałam na głos.
   - Mam ich jeszcze kilka, nie tylko napisów – powiedział.
   - Aż tak cię to wciąga? – spytałam. Chyba łapaliśmy jakiś kontakt.
   - Oliver jest tatuażystą – odpowiedziała za niego Sarah.
   - I rysownikiem – dopowiedział chłopak.
   - Wow, czyli masz naprawdę ciekawe zajęcie.
   - Miałem. Już się w to nie bawię, nie mam ani siły, ani ochoty.
   - To może jedzmy już te ciastka – wtrąciła Sarah i wcisnęła mu do ręki jeden wypieczony krążek.
Spędziłam u nich w domu może z 2 godziny. Nie chciałam już więcej zabierać im czasu i zostawiać Daniela na aż tak długo samego, postanowiłam zebrać swoje rzeczy i opuścić ich mieszkanie. Powoli zbliżał się wieczór.
Później…
Idąc na pieszo czułam zmęczenie nie tylko z powodu ilości spraw, jakie dziś załatwiłam, ale też tego, że poprzednia noc nie należała do najdłuższych. Po prostu chciało mi się spać, więc chcąc pójść drogą na skróty, musiałam niestety przejść obok domu Louisa, na którego samą myśl się we mnie gotowało.
Zauważyłam prawie wszystkie światła pozapalane w jego mieszkaniu. Pewnie siedział tam sobie jak gdyby nigdy nic i zajmował się jakimiś pierdołami. Mimo że starałam się wyrzucić go z moich myśli, nie okazywało się to wcale takie proste jak sądziłam.
Mijając już ostatnie metry obejmujące posesję Louisa, dostrzegłam postać siedzącą na tarasie i prawdopodobnie palącą papierosa, o czym świadczył charakterystyczny, pomarańczowy kolor jego końcówki.
   - Mogę w czymś pomóc? – dobiegł mnie damski głos.
   - Nie trzeba, dzięki – odparłam i przyspieszyłam kroku, aby jak najszybciej oddalić się od tego miejsca.
Eleanor
Jak zwykle wszyscy muszą się kręcić wokół tego domu. Jeszcze niech nam najlepiej do sypialni wpadną i sprawdzą, co dokładnie robimy. Rozumiem fanki fankami, ale mogłyby dać nam chociaż minimum prywatności, przynajmniej wieczorem.
   - Znowu palisz? – zapytał Louis, który akurat do mnie przyszedł.
   - A tak jakoś – odparłam.
   - Rozmawiałaś z kimś czy wydawało mi się? – spytał chłopak.
   - Przeganiałam twój fanklub – zaśmiałam się.
   - Jaki fanklub? – zawtórował mi.
   - Fankę – sprecyzowałam.
   - Ciągle tu jakieś przychodzą, nic nie poradzisz.
   - Z jedną sobie poradziłam.
   - A ze mną też dasz radę? – szepnął niskim głosem do mojego ucha.
   - To zależy jak się będziesz zachowywać.
   - Sprawdź.
   - A twoja mama? Znowu wejdzie w najmniej odpowiednim momencie.
   - Zamkniemy drzwi – odpowiedział i pociągnął mnie za sobą za rękę, po czym popędziliśmy na górę wprost do jego pokoju.
Diana
   - Gdzie ty się włóczysz przez cały dzień? – zaśmiał się Daniel.
   - Wszędzie – odparowałam mu – Jesteś głodny? Pewnie nic nie jadłeś.
   - Skąd wiesz?
   - Znając ciebie, byłeś zbyt leniwy żeby podnieść swoje zacne cztery litery i cokolwiek sobie przygotować.
   - Po prostu twoja kuchnia jest znacznie lepsza od mojej – odpowiedział niby niewinnie.
   - Tak? To zobaczymy jak posmakuje ci moja sałatka BEZ MIĘSA – powiedziałam z naciskiem na ostatnie dwa słowa.
   - Co ja takiego ci zrobiłem? – spytał zabawnym, przerażonym głosem.
   - Siadaj i nie marudź – nakazałam mu i zajęłam się przygotowywaniem posiłku.
Nie minęło jednak 5 minut, kiedy zaczął dzwonić mój telefon.
   - Dan, podaj mi komórkę!
Po chwili odebrałam połączenie i usłyszałam znajomy, kobiecy głos, który walczył z tym, aby tylko się nie rozpłakać :
   - Mamo, co się stało?
   - Diana, ja nie wiem jak mam ci to powiedzieć...

2 komentarze:

  1. Doczekałam się ...:* I już się nie mogę doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu nic nie piszesz:(

    OdpowiedzUsuń