CZEŚĆ WSZYSTKIM ;)
No udało mi się w końcu dokończyć rozdział z Louisem bo powiem szczerze, że nie wiedziałam jakoś za bardzo jaka powinna być końcówka. Mam nadzieję, że jakoś to wyszło, a najlepiej będzie, jeśli sami to ocenicie :) Oto ósma część opowiadania :ROZDZIAŁ VIII
Rano…
- Didi pić! Suszy mnie!
Podniosłam
leniwie głowę z mięciutkiej poduszki i rozejrzałam się dookoła. Byłam w swoim
łóżku, natomiast zza ściany dobiegał wrzask mojego brata. Co się wczoraj
dokładnie stało? Pewnie zaraz sobie przypomnę, niech tylko wstanę i w jakiś
magiczny sposób dojdę do siebie i postawię na nogi „wysuszonego” Daniela. Nie
mogłam znaleźć pod łóżkiem mojego drugiego kapcia, toteż postanowiłam
powędrować do kuchni na boso.
- Błagam, chociaż szklankę wody – marudził
Dan.
- O której wróciliśmy do domu? – spytałam
drapiąc się po głowie.
- Nie mam pojęcia ale to nie ważne Didi,
piiiiić – odparł.
- Ile razy cię prosiłam, żebyś nie mówił do
mnie „Didi”? Mówiłeś tak jak miałam 5 lat – zaśmiałam się.
- Ale wciąż jesteś tak samo urocza –
odpowiedział z uśmieszkiem mój kochany braciszek.
- Nie musisz tak słodzić, przyniosę ci tą
wodę – powiedziałam i skierowałam się do kuchni a tak dokładniej, ku lodówce w
której znajdował się napój.
Po chwili
rzuciłam plastikową butelką w stronę kanapy, na której leżał Daniel, po czym
spojrzałam na wyświetlacz komórki, która o dziwo leżała na kuchennym blacie a
nie w mojej sypialni. Chciałam sprawdzić która godzina, jednak najpierw
odczytałam smsa, którego wcześniej nie widziałam :
„Skarbie
wybieraj proszę następnym razem bardziej normalną godzinę niż środek nocy… ale
i tak było bardzo miło, całuję – Louis x”
- Louis? – powiedziałam sama do siebie.
- Mówiłaś coś?! – krzyknął Dan.
- Tak! Że zaraz zrobię śniadanie!
Louis?
Dlaczego do mnie napisał? Przecież kazałam mu, żeby dał mi spokój. I jaki
środek nocy? Zaraz, zaraz, chyba zaczynam sobie przypominać…
Louis
- Wychodziłeś gdzieś w nocy? – zapytała się
leżąca obok mnie w łóżku El.
- Niby gdzie?
- No nie wiem, ale wydawało mi się że
wstałeś i gdzieś poszedłeś.
- Ech… nie mogłem spać więc poszedłem do
kuchni no i trochę tam posiedziałem.
- Wszystko z tobą w porządku?
- Jasne nie przejmuj się – odparłem i
cmoknąłem ją w czoło.
Diana
- Co tak dłubiesz w tym talerzu? – spytał
Daniel.
Nie mogłam
nic przełknąć. Cały czas myślałam o zeszłej nocy i tym, jaką straszliwą głupotę
popełniłam. Nie chciało mi się w to nawet wierzyć, jednak wszystko wskazywało
na to, że tak właśnie było. Chyba jedynym wyjściem z tej sytuacji było
spotkanie z Louisem i wyjaśnienie tego, co wczoraj między nami zaszło, jeśli w
ogóle coś zaszło.
- Na razie nie będę jeść, muszę zadzwonić –
odpowiedziałam i wyszłam do łazienki aby spokojnie móc porozmawiać.
Louis
Usłyszałem
wibracje komórki leżącej na szafce nocnej. Jednym szybkim ruchem poderwałem się
z łóżka i chwyciłem urządzenie aby móc odebrać połączenie.
- Słucham?
- Emm,
cześć.
Gdy tylko
zorientowałem się że to Diana, od razu podskoczyłem i szepnąłem El, że to ważny
telefon i że muszę porozmawiać na osobności, po czym opuściłem naszą sypialnię.
- Cześć kotku – powiedziałem cicho do
słuchawki.
- Możemy
się spotkać? To ważne.
- Kiedy tylko chcesz – zaśmiałem się.
-
Dobrze, w takim razie za godzinę w parku koło kawiarni – odparła i
rozłączyła się.
Diana
Musiałam do
niego zadzwonić. Nie było innego rozwiązania, dzięki któremu mogłabym być
spokojna. Postanowiłam szybko się ubrać i wyjść na miejsce, w którym się z nim
umówiłam. Narzuciłam jakiś sweter, spięłam swobodnie włosy, po czym opuściłam
swoje mieszkanie zostawiając w nim brata.
Kiedy
dotarłam na miejsce okazało się, że mam jeszcze 20 minut do czasu umówionego
spotkania. Korzystając z okazji, że tuż pod nosem była kawiarnia a ja czułam
się potwornie zmęczona mimo wczesnej pory, wstąpiłam do lokalu i wzięłam sobie
jeden kofeinowy napój na wynos, po czym wróciłam do parku i zaczęłam
przechadzać się alejkami w tę i z powrotem czekając na Louisa.
Spóźniał
się. Było wpół do dwunastej a ja wciąż nie dostrzegałam jego zbliżającej się
postaci czy chociażby cienia. Po kilku minutach zauważyłam znajomą sylwetkę,
lekko potargane włosy i nieznikający śnieżnobiały uśmiech. Podszedł do mnie i
przywitał się :
- Dobrze że jesteś – powiedziałam – Musimy
pogadać.
- Jasne tylko o czym? – spytał jakby nie
wiedział o czym.
- Wiesz o czym. Chodzi mi o wczoraj a
właściwie o dzisiaj, albo raczej… oj no wiesz!
- Wysłałem ci smsa.
-
Widziałam.
- Czyżbyś nie pamiętała co robiliśmy? –
uśmiechnął się cwaniacko.
Nie
chciałam wyjść na idiotkę ze sklerozą, ale nie mogłam mu powiedzieć że
pamiętam, bo nic by mi nie powiedział.
- Nie – odparłam, kierując wzrok wszędzie,
byle by nie trafić na jego spojrzenie.
- W takim razie żałuj – droczył się dalej.
- Powiedz wprost : spaliśmy ze sobą? –
zapytałam i spaliłam buraka.
Louis
zmarszczył brwi, zrobił dziwną minę a po chwili… wybuchnął głośnym śmiechem
tak, że wszyscy przechodzący koło nas ludzie patrzyli się jak na dwójkę
idiotów.
- Co cię tak śmieszy ?! – wkurzyłam się.
Trochę mu
zajęło aby się opanować, lecz kiedy już to zrobił, odpowiedział na moje
pytanie.
- Za kogo ty mnie masz? Myślisz, że
wykorzystałbym pijaną i niczego nie świadomą dziewczynę? Przecież ona też musi
brać w tym czynny udział – zaśmiał się.
- No to co robiłeś u mnie w domu?
- Sama do mnie zadzwoniłaś i kazałaś
przyjść.
- Serio? Niby jakim cudem? Przecież mówiłam
ci, żebyś dał mi spokój.
- Widocznie w tamtej chwili tego nie
chciałaś – odparł.
- W takim razie co się stało jak
przyszedłeś?
- Zostałem bardzo miło powitany przez twoje
usta a potem chciałaś zdjąć ze mnie bluzę.
- Nie możliwe, nie wierzę.
- Widocznie miałaś na coś ochotę, ale udało
mi się zaciągnąć cię na kanapę i przykryć kocem żebyś mogła usnąć.
- I co?
- Potem objęłaś mnie rękoma i zaczęłaś pytać
czy zostanę z tobą, czy się na ciebie gniewam i mówiłaś, że jestem słodki, z
czym oczywiście się zgadzam – odpowiedział nie przestając się uśmiechać.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.
- Myślisz, że zmyśliłbym to wszystko?
- Akurat masz w tym wprawę – odparłam, na co
on spuścił wzrok.
- No nie fair, mówiłem ci, że to był
wypadek.
- Ok nieważne. Najważniejsze że do niczego
nie doszło i za to ci dziękuję. Pewnie nie jeden chętnie wykorzystałby taką
sytuację – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
- Pewnie tak. Może masz ochotę gdzieś się
jeszcze przejść? – zapytał.
- Nie Louis. To że chciałam się z tobą
spotkać nie oznacza, że o wszystkim zapomniałam i jest ok. Przepraszam za ten
telefon, ale ja nic od ciebie nie chcę.
- Emm… jasne, tylko jak na razie to ciągle
czegoś ode mnie chcesz.
- To znaczy?
- Spotkania, telefony, wizyty. A może po
prostu leciałaś na to że mam kasę, co?
- O czym ty w ogóle mówisz? Powiem szczerze,
że od początku mi się podobałeś i myślałam, że jesteś fajnym facetem mimo tej
całej otoczki ale wiesz co? Za bardzo sobie schlebiasz i uważasz, że wszystko
ci wolno a to nieprawda. W ogóle żałuję, że chciałam z tobą porozmawiać, jesteś
taki niedojrzały.
- A gdybyś ty mi się nie podobała to
myślisz, że latałbym tak na każde twoje skinienie? Nie znasz mnie, więc nie mów
rzeczy, o których nie masz pojęcia, cześć – odpowiedział i zaczął oddalać się
ode mnie na tyle szybko, na ile było to możliwe.
Stanęłam
jak wryta i patrzyłam w kierunku, w którym szedł. Nie tak wyobrażałam sobie tę
rozmowę, w ogóle inaczej wyobrażałam sobie całą sytuację. Nie sądziłam, że
obojga z nas tak poniesie, i że powiemy o te jedno słowo za dużo. Było mi
cholernie przykro ale wiedziałam, że dobrze zrobiłam wyrzucając to wszystko z
siebie.
Po chwili
również postanowiłam opuścić park, udając się w jakieś inne miejsce.
Poczułam
wibracje w torebce, co oznaczało, że ktoś do mnie dzwoni. Zatrzymałam się aby
móc wyjąć telefon i odebrać połączenie. Okazało się, że to Patrick. Niezbyt
chciało mi się z nim rozmawiać, jednak nie chciałam być niemiła, dlatego nacisnęłam
zieloną słuchawkę :
- Cześć Patrick, co słychać?
-
Witaj, wszystko w porządku, akurat mam przerwę między pacjentami a co u Ciebie?
- Bywało lepiej ale nie narzekam.
- Coś
się stało?
- Nie, po prostu późno poszłam spać i
wcześnie wstałam, przez co jestem zmęczona. W jakim celu do mnie dzwonisz? –
zapytałam prosto z mostu.
- Emm
zostawiłem chyba wczoraj u ciebie swój szalik, prawda?
- Tak, jest na wieszaku.
- W
takim razie mógłbym wpaść po pracy i go odebrać?
- A o której kończysz?
- O
16. Czy to jakiś problem?
Tak,
problemem jest mój brat który siedzi sobie cały czas w domu i ani mu się śni
wyjść gdziekolwiek. Ciekawe jakby zareagował na 30-letniego faceta w moim
mieszkaniu.
- Nie, absolutnie żaden ale tak sobie
pomyślałam, że może przyniosłabym ci go do pracy, oczywiście dyskretnie.
- Jeśli
masz taką ochotę to nie ma sprawy, tylko czy ty przypadkiem nie powinnaś się
jeszcze oszczędzać?
- Nie. Czuję się dobrze więc jeśli ci pasuje, to za godzinę, góra dwie
będę u ciebie ok?
- Jasne.
Do zobaczenia.
- Do
zobaczenia.
I w ten oto
sposób znalazłam sobie zajęcie. Nie mogłabym przesiedzieć na tyłku całego dnia,
więc taki pomysł był dobrym rozwiązaniem. Po kilkunastu minutach zjawiłam się w
domu po szalik Patricka, a chwilę potem opuściłam mieszkanie aby móc pojechać
do szpitala, w którym pracował mężczyzna.
Później…
- Witaj – powiedział Patrick i pocałował
mnie w policzek.
- Proszę, twój szalik – odparłam i
uśmiechnęłam się, po czym wręczyłam mu jego zgubę.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Proszę nie traktuj mnie jak kolejnego
pacjenta, jestem tu prywatnie a czuję się świetnie.
- Cieszę się – odpowiedział – Napijesz się
czegoś?
- A nie masz teraz żadnych pacjentów?
- Chwilowo nie a nawet jeśli, to może
poczekać – zaśmiał się.
- Nie żartuj sobie.
- Kolejny pacjent ma przyjść za pół godziny
więc mam czas. Może kawa? – spytał ponownie na co odpowiedziałam skinieniem
głowy.
Po chwili…
- No i dzięki temu udało nam się go uratować
– skończył opowiadać Patrick – Słuchasz mnie?
Szczerze
mówiąc nie słuchałam niczego co do tej pory powiedział, jednak niegrzecznie
byłoby powiedzieć że nie, dlatego powiedziałam, że oczywiście.
Tak
naprawdę cały czas myślałam o tym co powiedział mi Louis. Może było w tym
trochę prawdy? Ale nawet jeśli, to wcale nie chodziło mi o to, żeby go
wykorzystywać. Po prostu był uroczym chłopakiem, od którego oczekiwałam tylko
przyjaźni. Z drugiej strony okazał się niezłym kłamcą. Miał trudny charakter
ale mimo to ciągle coś nie pozwalało mi przestać o nim myśleć.
- Nie chcę, żebyś myślała że ciągle się
narzucam, ale może dałoby dziś radę wyskoczyć na lampkę dobrego wina, lub jakąś
kolację? – zapytał Patrick.
- Hmm, w sumie sama nie wiem. Mam sporo
zaległości na studiach, za kilka dni wracam z powrotem na uczelnię więc…
- Nie namawiam na siłę, ale jeśli tylko byś
zechciała to pamiętaj, że wiesz gdzie mnie szukać – powiedział, po czym
dobiegło nas pukanie do drzwi :
- Można panie doktorze?
- Tak proszę – odpowiedział i pożegnał się
ze mną.
Opuściłam
budynek szpitalny i w dalszym ciągu nie wiedziałam gdzie mam się podziać.
Wiedziałam, że jeśli tylko wrócę do domu to chyba zwariuję. W sumie dawno nie
kontaktowałam się z Sarą. Ciekawe co u niej było słychać. Komu jak komu ale jej
przydałoby się trochę rozrywki zwłaszcza, że przez cały czas nie opuszczała
swojego chłopaka i mogła czuć się zmęczona :
- Halo?
- Cześć Sarah, jak się masz?
- Dobrze
a ty?
- Też dobrze, jestem właśnie na mieście więc pomyślałam, że może
mogłybyśmy się spotkać i pogadać?
- Teraz?
Wiesz co nie za bardzo mogę, ale jeśli chcesz się spotkać to może wpadnij do
mnie, chyba znajdzie się w szafce jakaś kawa albo herbata.
- A nie będę ci przeszkadzać? Nie chciałabym robić kłopotu.
- Nie
zrobisz a mi przyda się tutaj dodatkowe towarzystwo.
- Hmm, no dobrze. W takim razie kiedy?
-
Kiedy chcesz, choćby i zaraz tylko podam ci adres.
- Jasne.
Sarah
powiedziała przy jakiej ulicy mieszka i powiedziała, że mogę śmiało do niej
przyjść. Zanim jednak się do niej wybrałam, wstąpiłam po drodze do sklepu i
kupiłam paczkę jakichś ciastek, żebyśmy nie musiały siedzieć przy samej
herbatce. Po upływie kilkunastu minut znalazłam się pod drzwiami domu Sary bo
jak się okazało, mieszkała niedaleko szpitala. Wcisnęłam dzwonek do drzwi, po
czym po chwili zostały otwarte :
- Hej słonko – przywitała mnie dziewczyna z
uśmiechem na co oczywiście jej odpowiedziałam – Szybko przyszłaś – dodała.
- Byłam w szpitalu i okazało się, że w sumie
niedaleko mieszkasz – wytłumaczyłam.
- Wejdź – odparła i gestem ręki zaprosiła w
głąb mieszkania.
Rozejrzałam
się dookoła, po czym mój wzrok utkwił na jednym punkcie. Dostrzegłam
wychudzonego i strasznie bladego chłopaka siedzącego w fotelu co w połączeniu z
cieniem, który na niego padał sprawiało, że wyglądał lekko przerażająco.
- To jest Oliver – powiedziała Sarah i
wskazała właśnie na zaobserwowaną przeze mnie postać.
- Cześć Oliver, jestem Diana, miło mi cię
poznać – oznajmiłam lekko się do niego uśmiechając.
- Cześć, mi ciebie też – odpowiedział, na co
kąciki jego ust również powędrowały ku górze.
- O, przyniosłaś słodkości? – zauważyła
Sarah.
- To co? Ja ci już nie wystarczam? – zaśmiał
się Oliver.
- Skarbie, jesteś przesłodki, ale niestety
niejadalny – odparła mu dziewczyna.
Nasłuchałam
się wielu przykrych rzeczy o jej chłopaku, jednak kiedy patrzyłam na jego
uśmiechniętą twarz, w żaden sposób nie mogłam wyobrazić sobie tego, że jest
śmiertelnie chory i w każdej chwili może umrzeć. Od razu go polubiłam.
- Jak chcecie sobie pogadać albo coś, to ja
mogę się zmyć – zasugerował Oliver.
- Nie no co ty gadasz? – odparłyśmy równocześnie
z Sarą.
- Nie jestem zbyt ciekawą osobą do rozmów.
Przez chwilę
zrobiło się niezręcznie. Chciałam jakoś z tego wybrnąć a tatuaż, który
zauważyłam na jego ramieniu chyba mi w tym pomógł :
- Co to za napis? – spytałam, bowiem tatuaż
przedstawiał jakieś zdanie.
- Ten? To mój pierwszy, który zrobiłem –
odpowiedział i odsłonił bardziej rękaw, abym mogła w całości ujrzeć okazałość
napisu.
- „If
you want to change the world, first change yourself” – przeczytałam na głos.
- Mam
ich jeszcze kilka, nie tylko napisów –
powiedział.
- Aż tak cię to wciąga? – spytałam. Chyba
łapaliśmy jakiś kontakt.
- Oliver jest tatuażystą – odpowiedziała za
niego Sarah.
- I rysownikiem – dopowiedział chłopak.
- Wow, czyli masz naprawdę ciekawe zajęcie.
- Miałem. Już się w to nie bawię, nie mam
ani siły, ani ochoty.
- To może jedzmy już te ciastka – wtrąciła Sarah
i wcisnęła mu do ręki jeden wypieczony krążek.
Spędziłam u
nich w domu może z 2 godziny. Nie chciałam już więcej zabierać im czasu i
zostawiać Daniela na aż tak długo samego, postanowiłam zebrać swoje rzeczy i
opuścić ich mieszkanie. Powoli zbliżał się wieczór.
Później…
Idąc na
pieszo czułam zmęczenie nie tylko z powodu ilości spraw, jakie dziś załatwiłam,
ale też tego, że poprzednia noc nie należała do najdłuższych. Po prostu chciało
mi się spać, więc chcąc pójść drogą na skróty, musiałam niestety przejść obok
domu Louisa, na którego samą myśl się we mnie gotowało.
Zauważyłam
prawie wszystkie światła pozapalane w jego mieszkaniu. Pewnie siedział tam
sobie jak gdyby nigdy nic i zajmował się jakimiś pierdołami. Mimo że starałam
się wyrzucić go z moich myśli, nie okazywało się to wcale takie proste jak
sądziłam.
Mijając już
ostatnie metry obejmujące posesję Louisa, dostrzegłam postać siedzącą na
tarasie i prawdopodobnie palącą papierosa, o czym świadczył charakterystyczny,
pomarańczowy kolor jego końcówki.
- Mogę w czymś pomóc? – dobiegł mnie damski
głos.
- Nie trzeba, dzięki – odparłam i
przyspieszyłam kroku, aby jak najszybciej oddalić się od tego miejsca.
Eleanor
Jak zwykle
wszyscy muszą się kręcić wokół tego domu. Jeszcze niech nam najlepiej do
sypialni wpadną i sprawdzą, co dokładnie robimy. Rozumiem fanki fankami, ale
mogłyby dać nam chociaż minimum prywatności, przynajmniej wieczorem.
- Znowu palisz? – zapytał Louis, który
akurat do mnie przyszedł.
- A tak jakoś – odparłam.
- Rozmawiałaś z kimś czy wydawało mi się? –
spytał chłopak.
- Przeganiałam twój fanklub – zaśmiałam się.
- Jaki fanklub? – zawtórował mi.
- Fankę – sprecyzowałam.
- Ciągle tu jakieś przychodzą, nic nie
poradzisz.
- Z jedną sobie poradziłam.
- A ze mną też dasz radę? – szepnął niskim głosem
do mojego ucha.
- To zależy jak się będziesz zachowywać.
- Sprawdź.
- A twoja mama? Znowu wejdzie w najmniej
odpowiednim momencie.
- Zamkniemy drzwi – odpowiedział i pociągnął
mnie za sobą za rękę, po czym popędziliśmy na górę wprost do jego pokoju.
Diana
- Gdzie ty się włóczysz przez cały dzień? –
zaśmiał się Daniel.
- Wszędzie – odparowałam mu – Jesteś głodny?
Pewnie nic nie jadłeś.
- Skąd wiesz?
- Znając ciebie, byłeś zbyt leniwy żeby
podnieść swoje zacne cztery litery i cokolwiek sobie przygotować.
- Po prostu twoja kuchnia jest znacznie
lepsza od mojej – odpowiedział niby niewinnie.
- Tak? To zobaczymy jak posmakuje ci moja sałatka
BEZ MIĘSA – powiedziałam z naciskiem na ostatnie dwa słowa.
- Co ja takiego ci zrobiłem? – spytał
zabawnym, przerażonym głosem.
- Siadaj i nie marudź – nakazałam mu i
zajęłam się przygotowywaniem posiłku.
Nie minęło
jednak 5 minut, kiedy zaczął dzwonić mój telefon.
- Dan, podaj mi komórkę!
Po chwili
odebrałam połączenie i usłyszałam znajomy, kobiecy głos, który walczył z tym,
aby tylko się nie rozpłakać :
- Mamo, co się stało?
- Diana,
ja nie wiem jak mam ci to powiedzieć...
Doczekałam się ...:* I już się nie mogę doczekać następnego
OdpowiedzUsuńZnowu nic nie piszesz:(
OdpowiedzUsuń