One Direction

One Direction

10 października 2013

HARRY - RODZIAŁ VI

WITAJCIE ! :*

Ojejku kawał czasu mnie tu nie było (znowu...). Nie wiem, powiedzmy, że nie miałam "weny" i nie chciałam Was zanudzać czymś bezsensownym ;) Brak czasu i nadmiar obowiązków też zrobił swoje aleee... "wena" chyba wróciła a czas zawsze dla Was znajdę dlatego nie przedłużając już bardziej - napisałam rozdział z Harrym :) Zalegam jeszcze z Zaynem, jednak jest on (rozdział ;D) na dobrej drodze do skończenia ;) Dziś rozdział z Hazzą, proszę :

ROZDZIAŁ VI


   - Ałaa – wymruczałam zakrywając jednocześnie twarz przed rażącym mnie słońcem.
   - Jak się czujesz ? – zapytał chyba… Philip.
   - Gdzie ja jestem ? – spytałam zdezorientowana.
   - No, w łóżku ? – odpowiedział chłopak.
   - A gdzie jest Harry ? – zapytałam – I Susan ? – dodałam szybko.
   - Susan śpi na dole a ten szczur wyleciał stąd wczoraj wieczorem – odpowiedział z dumą i podenerwowaniem Phil.
   - Co to znaczy ? – dociekałam dalej.
   - Żaden sukinsyn nie będzie się do ciebie przystawiać rozumiesz ? Żaden, jesteś tylko moja – powiedział chłopak – Jedyne za co mogę pochwalić tego gnoja to to, że ma dobry lewy sierpowy – dodał zniesmaczony dotykając swojego oka.
   - Ty też masz – dopowiedziałam szeptem również dotykając swoich siniaków.
   - To było niechcący – wytłumaczył się Philip.
   - No ciekawe – burknęłam.
   - O co ci znowu chodzi ? – oburzył się chłopak.
   - O nic – odpowiedziałam i wstałam po czym zeszłam na dół do Sue.
Po chwili…
   - Heej – przywitała się ze mną – O kurwa ! Co ci się stało ?! – spytała od razu ożywiona.
   - Wczorajsza akcja – odpowiedziałam śmiejąc się nerwowo.
   - Jaka akcja ? – zapytała Suzie.
   - A nieważne, nie przejmuj się, masz ochotę na grzanki ? – zmieniłam temat.
   - Eeem… no dobra – powiedziała – Ale u syf – skomentowała patrząc na kilkanaście puszek piwa i butelki po wódce – Gdzie jest Harry ? – przypomniało jej się.
   - Harry ? On… wrócił do siebie, chciał cię ze sobą zabrać ale… powiedziałam, że lepiej będzie jeśli zostaniesz tutaj – skłamałam.
   - Jest kochany – rozpłynęła się Sue.
   - Tak, jest – przytaknęłam jej i zajęłam się śniadaniem.
W międzyczasie na dół zszedł Philip ale nie odzywał się ani do mnie ani tym bardziej do Suzie. Po prostu rozsiadł się na kanapie i włączył telewizor ignorując wszystko dookoła.
   - A temu co ? – spytała mnie przyjaciółka.
   - Nie zwracaj na to uwagi, widocznie wstał lewą nogą – wzruszyłam ramionami.
Po śniadaniu obiecałam odwieźć Susan do domu więc przebrałyśmy się, posprzątałyśmy po wczorajszej „udanej” imprezie i zabrałyśmy się do samochodu.
   - Jadę odwieźć Susan, niedługo wrócę ! – krzyknęłam do Phila i opuściłam mieszkanie.
Po kilkunastu minutach dotarłyśmy na miejsce. Nie wchodziłam już do Sue tylko od razu pożegnałam się z nią i skierowałam się z powrotem w stronę domu.
Nagle ni stąd ni z owąd pomyślałam sobie o tym żeby… nie, to chyba nie jest dobry pomysł ale może…
   - Dobra jadę – stwierdziłam i zawróciłam samochód w kierunku apartamentu Harry’ego.
Szybko dotarłam na miejsce ale dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nawet nie mam mu co powiedzieć. Niby po co tu przyjechałam ? Co mnie tu przyciągnęło ? Wiem, przeproszę go za wczoraj i tą głupią sytuację. To jest dobra myśl.
Jeszcze tylko wyjęłam z półeczki jakieś okulary przeciwsłoneczne, zaparkowałam na wolnym miejscu i ruszyłam w stronę ochroniarza przez którego jeszcze musiałam się przebić.
   - Dzień dobry – powiedziałam.
   - Dzień dobry, pani do kogo ? – zapytał od razu facet.
   - Pamięta mnie pan ? Ostatnio nie chciał mnie pan wpuścić, ja do Harry’ego… Stylesa – przypomniałam sobie nazwisko.
   - Aaa to pani, pamiętam pamiętam, proszę – odpowiedział uprzejmie i wpuścił mnie do środka.
Harry mieszkał na górze. Spojrzałam od razu na windę ale kiedy przypomniałam sobie co się z nią stało, automatycznie wybrałam schody.
Po kilku minutach ledwo dysząc wczłapałam się na tą górę i zaczęłam szukać numeru „14”. Kiedy już znalazłam, odstałam chwilę pod drzwiami, westchnęłam głośno i zadzwoniłam dzwonkiem do apartamentu. Już po minucie otworzył mi Harry.
   - Amelie ? Skąd się tu wzięłaś ? – zdziwił się – Wejdź proszę – dodał i zaprosił mnie do wewnątrz. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to co można było zauważyć u Philipa i oczywiście też u mnie – wielgachną śliwę po okiem. Zrobiło mi się głupio i wstyd chociaż tak właściwie to mojemu chłopakowi powinno być wstyd, w końcu to jego wina.
   - Akurat odwoziłam Susan do domu i pomyślałam że odwiedzę ciebie i przeproszę za to całe wczorajsze nieporozumienie, strasznie głupio wyszło, przyjechałeś się rozerwać i posiedzieć z nami a wróciłeś nie dość że poszarpany to jeszcze posiniaczony – tłumaczyłam się.
   - Mną się nie przejmuj, lepiej powiedz jak tam z tobą ? Myślałem że go zabiję kiedy cię uderzył, w sumie dobrze że mnie wywalił bo nie ręczyłbym za siebie – odpowiedział chłopak.
   - Ze mną podobnie jak z tobą, nawet w tym samym miejscu mamy limo – odpowiedziałam i zdjęłam okulary żeby mu to pokazać, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.
   - Chcesz się czegoś napić ? – zaproponował Harry.
   - Jak masz jakiś sok to poproszę – odparłam.
   - Jasne, rozgość się w salonie a ja ci zaraz przyniosę – powiedział.
Poszłam do tego salonu i w pierwszej kolejności podeszłam do dużego stojaka z płytami stojącego w rogu pomieszczenia.
   - Same fajne kawałki – szepnęłam sama do siebie – Wszystko to co lubię – dodałam po chwili.
   - Czyli mamy te same upodobania muzyczne ? – spytał Harry wchodząc do pokoju i podając mi szklankę z piciem.
   - Dzięki, no na to wygląda – odpowiedziałam – Masz tu dokładnie wszystkich wykonawców i piosenki które uwielbiam, jak to możliwe ? – zaśmiałam się.
   - Czysty przypadek… albo przeznaczenie – odpowiedział i posłał mi promienny uśmiech.
   - Sue o ciebie pytała – powiedziałam.
   - Powinienem do niej zadzwonić albo pojechać no ale z taką gębą mogę jej się nie spodobać – stwierdził chłopak.
   - Spokojnie, dzisiaj rano sprzedałam jej małe kłamstewko i w dalszym ciągu jest tobą oczarowana, powiedziała, że jesteś kochany – wytłumaczyłam mu.
   - No i co ja bym bez ciebie zrobił ? – zaśmiał się ponownie zielonooki brunet.
   - Jechałbyś do niej teraz nie zwracając uwagi na swoją piękną buźkę – odpowiedziałam cwaniacko.
   - Piękną ? – spytał chłopak.
   - Tak – odparłam i zaczęłam uciekać gdzieś wzrokiem.
   - A właśnie, wracając do wczorajszej gry w butelkę… - zaczął.
   - Po prostu puśćmy to w niepamięć ok ? – zaproponowałam.
   - Chcesz o tym zapomnieć ? To było cudowne – odpowiedział i spróbował dotknąć mojej dłoni ale nie dałam się podejść.
   - Harry przestań – skarciłam go – Wczoraj byliśmy pijani, nie bawmy się w takie gierki, nie chcę mieć problemów.
Chłopak przestał po czym spytał :
   - Jest chociaż jakaś minimalna szansa że mnie polubisz ?
Odpowiedziałam :
   - Chciałabym ale na razie sama nie wiem, nieźle zalazłeś mi za skórę.
   - No to może druga szansa ? – zapytał z „niewinnym” uśmieszkiem.
   - Nie naciskaj dobrze ?
   - Ja…jasne – odparł niewyraźnie chłopak po czym… osunął się na ziemię !
   - Harry ! – krzyknęłam i przybliżyłam się do niego.
   - Na czym to skończyliśmy ? – otworzył nagle oczy i zaczął się śmiać.
Jezu ! Czemu to zrobił ?! Jak mógł mnie tak przestraszyć ?!
Odsunęłam się od niego i zaczęłam po prostu płakać bo już nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
   - Eeej mała – przysunął się chłopak ale odsunęłam się od niego.
   - Myślisz że to zabawne ?! – wydusiłam przez łzy.
   - Hej nie płacz, no dobra głupi żart – przysunął się znowu i starł łzy które leciały mi po twarzy.
   - No co ty nie powiesz ?! – krzyknęłam – Jesteś nienormalny ! – dodałam – Nienawidzę cię ! –  darłam się i z tego wszystkiego nie wiem czemu ale się do niego przytuliłam.
   - Przepraszam – odpowiedział i objął mnie – Cicho, nie płacz już – zaczął szeptać.
Po kilku minutach uspokoiłam się.
   - Wracam do domu – powiedziałam.
   - To przeze mnie ? – zapytał Harry.
   - Nie, po prostu mam swoje mieszkanie i nie chcę ci zabierać już więcej czasu – odpowiedziałam.
   - Kurde ale dowaliłem, nie powinienem był się tak zachować, w sumie i tak nic to nie dało – stwierdził chłopak.
   - To znaczy co miało dać ? – spytałam.
   - Myślałem że zostaniesz trochę dłużej – uśmiechnął się.
   - Trzeba było po prostu powiedzieć a nie odstawiać jakąś dziwną szopkę – powiedziałam oschle.
   - No to… może zostaniesz jeszcze troszkę ? – zaproponował zielonooki.
   - To chyba nie jest dobry pomysł – odpowiedziałam – Zadzwoń do Susan, niech ona do ciebie przyjdzie i to nią się zajmij a nie mną – dodałam – Trzymaj się, cześć – powiedziałam i wyszłam.
Co za durnowata sytuacja. Mogłam tutaj w ogóle nie przyjeżdżać i naprawdę nie wiem co mnie podkusiło. Moje dzisiejsze spotkanie było najdziwniejszym spotkaniem w historii. Harry zachował się jak głupi dzieciak a już myślałam, że może się jakoś zaczniemy dogadywać, chociażby ze względu na Susan. Ciekawa w ogóle jestem, czy on do niej w ogóle coś czuje, czy dalej bawi się jej uczuciami, co za dupek…
Szybko wróciłam do domu i już od progu Philip musiał zacząć swoje standardowe przesłuchanie :
   - Długo Cię nie było.
   - Zasiedziałam się jeszcze u Sue.
   - Na pewno ?
   - Nie, zajechałam po drodze do mojego drugiego chłopaka i spędziliśmy razem upojne chwile w łóżku – odparłam z sarkazmem, którego widocznie nie załapał.
   - Jaki znowu drugi chłopak ?! – szarpnął mnie za ramię.
   - Czy możesz mnie do cholery puścić ?!
   - Puszczasz się z kimś ?! – pienił się Phil.
   - Tylko z tobą, on o niczym nie wie – drażniłam go bo w końcu chciałam mu dopiec i miałam nadzieję, że skończy się ta farsa.
   - Posłuchaj pierdolona dziwko, jeżeli masz zamiar dawać dupy każdemu fiutowi jakiego napotkasz, nie masz tu już czego szukać ! Wynoś się stąd ! – krzyknął potrząsając mną za ramiona.
Nie sądziłam, że nie zrozumie moich przenośni i wszystko odbierze tak dosłownie. Stanęłam jak wryta zastanawiając się co teraz zrobić, czy rzeczywiście mam wyjść czy próbować do niego jakoś dotrzeć.
   - Philip – powiedziałam cicho.
   - Spierdalaj !! – ryknął i pociągnął mnie za ramię, po czym dosłownie wypchnął za drzwi domu i zamknął je na klucz abym nie mogła wejść.
Dobrze że miałam przy sobie kluczyki od samochodu więc mogłam spokojnie dokądś pojechać, ale najpierw musiałam się jakoś wyładować. Nie chciałam płakać, byłam za to tak wściekła, że impulsywnie podniosłam jakiś kamień leżący na podjeździe i z impetem wycelowałam w jedno z okien domu, oczywiście trafiłam i szyba rozleciała się w drobny mak ale dopiero po minucie uświadomiłam sobie, że była to najgorsza rzecz, jaką mogłam zrobić, ponieważ Philip dosłownie wyleciał z domu i kierował się w moją stronę. Zaczęłam uciekać do samochodu i chciałam szybko odjechać, jednak on był szybszy ode mnie i otworzył drzwi, złapał mnie za szyję i kilka razy uderzył głową o kierownicę. Wyciągnął mnie z auta i popchnął tak, że od razu upadłam na betonową posadzkę, raniąc sobie przy tym łokcie. Nim zdążyłam wstać kopnął mnie jeszcze raz w tył pleców po czym wykrzyczał :
   - Nie myśl że to już koniec, jeszcze na kolanach będziesz mnie błagać żebym cię przyjął z powrotem bo nie masz gdzie pójść ! A teraz nie chcę cię tu widzieć kurewska lafiryndo !
Philip zostawił mnie tak bez większego wyrzutu przed domem a ja zwijałam się z bólu. Nie dając mu satysfakcji, podniosłam się jakoś z ziemi i ostatkiem sił wdrapałam się na siedzenie w samochodzie. Odpaliłam silnik i po kilku sekundach udało mi się opuścić to okropne miejsce.
Jechałam wolno, chyba nawet za wolno ale nie byłam do końca w stanie prowadzić samochodu więc z tego to wynikało.
Oczywiście moim celem było dotarcie do mieszkania Susan ale ból pleców tak dominował nad moim ciałem, że zjechałam na pobliskie pobocze i postanowiłam, że zadzwonię do niej i może uda jej się jakoś do mnie dotrzeć.
   - Taaak ? – usłyszałam jej wesoły głos.
Nie wiedziałam co powiedzieć przez co Susan przez chwilę słyszała ciszę po drugiej stronie.
   - Halo ? Amelie ? Jesteś tam ?
   - Sue możesz do mnie przyjechać ? – spytałam drżącym głosem.
   - Coś się stało ? – spytała przyjaciółka.
   - Po prostu możesz mnie stąd zabrać ? – trzymałam już łzy na siłę.
   - Jasne, zaraz wsiadam w autobus i u was będę – odparła.
   - Nie, nie tam.
   - To gdzie ? – zdezorientowała się Sue.
   - Na parkingu na Wilde Street, proszę cię.
   - Dobrze, niedługo tam będę, nie ruszaj się, do zobaczenia.
Teraz już spokojnie mogłam pozwolić spłynąć słonym kroplom po policzkach i przeanalizować co tak właściwie w ciągu ostatniej godziny się stało.
Philip myśli że naprawdę się z kimś przespałam a to tak naprawdę był sarkazm, nieudany żart tak na odczepnego, ponieważ miałam już dosyć jego ciągłej podejrzliwości i tej głupiej zazdrości. Nie docierało do niego, że to on był zawsze najważniejszy i to tylko jego kochałam a na innego mężczyznę nawet nie spojrzałam, chociaż on twierdził że tak, niesłusznie.
Oparłam głowę o zagłówek i czekałam na przyjaciółkę, bo chyba tak jakby teraz ona mi została.
Nie wiem ile minęło czasu, ale usłyszałam pukanie do szyby. Wzdrygnęłam się ale na szczęście to była Susan i… Harry.
Otworzyłam szybko drzwi i momentalnie rzuciłam się dziewczynie na szyję zanosząc się płaczem.
   - Ćśśśi… już dobrze, jestem tutaj – mówiła gładząc mnie po włosach – Co on ci najlepszego zrobił ? – pytała.
   - Wy… wywalił mnie z do… domu.
   - Amelie – podszedł Harry i chciał położyć mi dłoń na ramieniu ale odsunęłam się, nie chciałam żeby ktoś mnie dotykał.
   - Co wy tu robicie we dwójkę ? – spytałam odrywając się od Sue i ocierając łzy.
   - Z Harrym było mi szybciej się tu dostać. Dobrze, że ma samochód – odparła dziewczyna.
   - Zabierz mnie stąd – skierowałam słowa do przyjaciółki.
   - Już jedziemy, chodź.
Chciałam ale gdy tylko puściłam Susan, straciłam równowagę i tylko dzięki temu, że oparłam się o samochód, nie przewróciłam się.
   - Pomogę ci – powiedział Harry i wziął mnie na ręce a ja już nawet nie miałam siły się sprzeciwiać.
Chłopak delikatnie usadowił mnie na miejscu w jego samochodzie po czym sam wraz z Suzie usiadł na swoim miejscu i już po chwili ruszyliśmy z parkingu.
Zdziwiłam się, że nie jedziemy do domu Sue ale w zupełnie innym kierunku. Przez myśl przemknęło mi to, że może jedziemy do Harry’ego, ale jaki byłby w tym sens ? Dopiero gdy usłyszałam sygnał mijającej nas karetki, dotarło do mnie, że przyjechaliśmy do szpitala. Było mi wstyd i nie chciałam się nikomu tak pokazywać i tłumaczyć co mi się stało, stąd też z mojej strony pojawił się niemały opór.
   - Ja nie chcę – mówiłam wiercąc się nerwowo w miejscu.
   - Musisz – powiedziała surowo Susan.
   - Nie mogę, nie chce, nie wejdę tam – protestowałam.
   - Posłuchaj dziewczyno, ten bydlak zrobił sobie z ciebie worek bokserski, zabawkę którą można rzucać myśląc, że nie czuje bólu. Nie ujdzie mu to na sucho, ale najpierw musimy zająć się tobą, nie wiadomo czy wszystko w porządku – walnęła kazanie Sue.
   - Wstydzę się – szepnęłam cicho i odwróciłam głowę aby nie spojrzeć jej w oczy.
   - To on powinien się wstydzić, tylko on ! – oburzyła się dziewczyna.
   - Obiecuję, że jeśli tam wejdziesz, to od razu zawiozę was do domu i będziesz mogła w spokoju odpocząć, ale teraz musisz to zrobić, nie możesz tego zaniedbać – wtrącił się Harry.
   - Am, pójdę tam z tobą, nie musisz się o nic martwić – uśmiechnęła się Susan co może w pewien sposób pozwoliło mi odpuścić i otworzyć drzwi w celu wyjścia z samochodu.
Przyjaciółka od razu stanęła przy mnie i pomagała iść bo jednak ból z minuty na minutę stawał się coraz większy. Harry’ego poprosiłyśmy żeby został w aucie więc tak też zrobił.
Skierowałyśmy się na pogotowie…
Perspektywa Harry’ego”
   - Nie mogę tego tak zostawić. Ktoś musi pokazać temu frajerowi gdzie jest jego miejsce. Jak można skatować tak dziewczynę ?! No dobra nie skatować ale tak skrzywdzić, szczególnie ją. Już ja się nim zajmę, przysięgam…
Perspektywa Amelie”
   - Auua ! – krzyknęłam kiedy lekarka dotknęła moich pleców, bolały jak cholera.
   - Dobrze, czyli tu panią boli tak ? – spytała się jakby to nie było oczywiste.
   - Tak ! Dokładnie tutaj ! – odpowiedziałam zdenerwowana – Kobieto domyśl się, że nie swędzi – dodałam sobie w myślach.
   - Proszę opuścić gabinet i poczekać na korytarzu, stamtąd zabierze panią pielęgniarka na prześwietlenie, przypuszczam, że naruszyła sobie pani jeden z kręgów i stąd ten ból, proszę wyjść i czekać – powiedziała pani doktor a ja wraz z Sue spełniłyśmy jej prośbę.
Nie chciało mi się jednak czekać więc zamiast na korytarz udałam się w stronę wyjścia.
   - A ty dokąd ? Siadaj na tyłku i czekaj ! – zawróciła mnie Susan co równoznacznie z jej poważną miną nie uznawało mojego sprzeciwu.
Po około 30 minutach ktoś raczył się zjawić i zaprowadzić mnie na ten rentgen. Reszta potoczyła się już w miarę szybko. Chcieli zostawić mnie w szpitalu ale pod żadnym pozorem nie chciałam się na to zgodzić, dlatego naszprycowali mnie dwoma zastrzykami i dali jakieś leki przeciwbólowe. Po około 2 godzinach pobytu na izbie przyjęć, w końcu mogłyśmy opuścić szpital.
   - Już ? – zapytał Harry, który cierpliwie na nas czekał.
   - Chyba dopiero, strasznie się tam guzdrzą, sorry że musiałeś tyle czekać – odparłam.
   - Spoko, nie ma problemu – powiedział chłopak.
   - To co Harry, mógłbyś nas odwieźć do mnie ? Niech mała się trochę prześpi, mówili że po zastrzykach będzie trochę niemrawa i sen dobrze jej zrobi – wytłumaczyła Sue.
   - Jasne, w drogę – odpowiedział Harry i spełnił prośbę mojej przyjaciółki.
Po jakimś czasie.
   - Wejdziesz na górę ? – spytała Susan chłopaka ale ten tłumacząc, że musi coś jeszcze załatwić, odmówił.
   - Będziemy w kontakcie – powiedział Harry i z delikatnym uśmiechem cmoknął Sue w policzek.
Brunet miał już odejść ale zatrzymał się, kiedy usłyszał moje „cholera !”.
   - Co jest ?
   - Nie mam ze sobą telefonu ani dokumentów, wszystko zostało… tam – odparłam i zrobiłam zniesmaczoną minę.
   - Tam to znaczy ?
   - Tak, nie mam pojęcia jak mam je stamtąd zabrać.
   - Nie martw się, pojadę tam i zabiorę twoje rzeczy – zaoferował się Harry.
   - Absolutnie ! Nie ma mowy ! Nie pojedziesz tam ! Zabraniam ci ! – zdenerwowała się Susan a ja wcale się jej nie zdziwiłam – Sama tam pojadę, mnie nie tknie – dodała.
   - A na to to ja się nie zgadzam, zadzwonię na policję i to oni wezmą od niego moje rzeczy, ja już tam nie wrócę – powiedziałam – Dziękuję wam za to co dzisiaj zrobiliście, ale obecnie uważam temat za zamknięty. Harry, wracaj do domu, nie jesteś w końcu naszym chłopcem na posyłki a my Sue chodźmy już do domu, bo to zdecydowanie nie był udany dzień.
   - W razie czego dzwońcie, trzymajcie się – odpowiedział brunet i pożegnał się z nami.
„Perspektywa Harry’ego”
Dobra, wracam do domu ale najpierw muszę załatwić jeszcze jedną sprawę… spokojnie Am, jeszcze dzisiaj dostaniesz swój telefon z powrotem…

Jeśli chodzi o part z Harrym to na dziś już koniec ale nie żegnam się jeszcze z Wami bo... no właśnie, sami zobaczycie ;) Dziękuję za wejścia i komentarze :)

Buziaki, Aga ;*

1 komentarz:

  1. Super :) Bardzo mi się podoba. Genialnie piszesz :) czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń