One Direction

One Direction

18 kwietnia 2014

LIAM - ROZDZIAŁ XII

HELLO :)

Bez dłuższych zapowiedzi - oto XII część Liama ;)

ROZDZIAŁ XII


   - No no, niezła ta chata.
   - Wiem – odpowiedział bezczelnie.
   - To… gdzie ja będę spać ?
   - Gdzie tylko sobie życzysz, choćby i ze mną – zaśmiał się.
   - Już wolę podłogę.
   - Tylko troszkę chrapię, ponoć to urocze.
   - Zależy dla kogo.
Rozejrzałam się dokładnie dookoła tego całego apartamentu i coraz bardziej zapierało mi dech w piersi. Naprawdę, żył jak król.
   - Może napijesz się czegoś ? – spytał.
   - Nie, dzięki, jutro mam szkołę – odparłam.
   - Chyba od jednej lampki wina nic ci się nie stanie, prawda ?
   - Nie lubię wina.
   - No to wybierz to, co lubisz – powiedział Harry i wskazał mi barek z różnorodnymi trunkami.
   - Nie mów mi, że jesteś uzależniony – zaśmiałam się.
   - Po prostu przygotowany na każdą okazję.
Przyjrzałam się rozmaitym butelkom o różnorodnych kształtach, po czym wybrałam likier pomarańczowy.
   - Ale tylko odrobinę. Jak jutro nie wstanę, to w końcu mnie wywalą z tej szkoły.
   - Aż tak ?
   - Gdybyś tylko wiedział ile już rzeczy przeskrobałam…
Harry nalał sobie to samo co miałam ja i usiadł na jednej z szerokich kanap. Wziął do ręki jakiegoś pilota i uruchomił wieżę, z której zaczęły wydobywać się łagodnie dźwięki muzyki.
   - Słuchasz takich rzeczy ? – zapytałam lekko zdziwiona.
   - Jestem otwarty na wszystkie gatunki, każda muzyka ma jakiś przekaz – odpowiedział nonszalancko.
   - No a te wasze śpiewy ? Jaki one mają przekaz ?
   - W naszych kawałkach jest dużo pozytywnej energii. Często „leczą” niejednego doła i myślę, a wręcz jestem pewien, że trafiają we wszystkie kobiece serca i wyrażają to, czego często nie mogą usłyszeć na żywo od faceta.
   - Ale niektóre są tandetne – zaśmiałam się upijając odrobinę słodkiego alkoholu.
   - W niektórych chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę a w innych o to, o czym powiedziałem ci przed chwilą. Każda dziewczyna zasługuje na komplementy niezależnie od tego, jak trudny potrafi mieć czasem charakter – powiedział znacząco Harry.
   - Nie mam trudnego charakteru. Po prostu nie lubię frajerstwa. Trzeba być twardym a nie ciągle ubolewać nad tym, jak to czasami źle w życiu bywa. Nikt nie obiecuje, że zawsze będzie kolorowo – odparłam.
   - Ale z tego co widzę, to u ciebie tych kolorów jest naprawdę mało.
   - Bo uwielbiam czarny – ponownie się zaśmiałam i spróbowałam zmienić jakoś temat, żeby nie skupiać się już na mnie.
Godzinę później…
   - Dolać ci ? – zapytał Harry.
   - Nie, starczy. A tak właściwie to która już jest godzina ?
   - Druga.
   - Nie no to wspaniale. Za 5 godzin muszę wstać a jestem raczej przyzwyczajona do spania do 13.
   - Chcesz się już położyć ?
   - No raczej, po co się głupio pytasz. Powiedz mi gdzie.
   - U mnie – odparł z uśmieszkiem zielonooki.
   - Nie wkurzaj mnie tylko gadaj, chcę spać.
   - Mówię poważnie, idź do mnie a ja zostanę tutaj. Przecież musi Ci być wygodnie.
   - Chcesz spać w salonie, tak ? – zirytowałam się.
   - Przez jedną noc nic mi się nie stanie. Tam jest łazienka. Zajmij się sobą i idź spać – poinstruował mnie.
Po chwili zebrałam się do łazienki i zamknęłam drzwi na zamek. Stanęłam przed gigantycznym lustrem i zaczęłam zmywać cały makijaż. Następnie wzięłam ekspresowy prysznic i w samym staniku i majtkach wyszłam z pomieszczenia. Oczywiście zakryłam jako tako moje ciało ręcznikiem, aby Harry nie miał pożywki z mojego pół-nagiego wyglądu, bo bez podniety, ale ciało to mam chyba niezłe.
Weszłam do jego pokoju i zastałam go grzebiącego w szafie.
   - Już wychodzę tylko biorę koszulę, nie chcę cię rano budzić.
   - Przecież sama się obudzę i to jeszcze wcześniej niż ty.
   - Dlaczego stoisz w ręczniku ? – zaśmiał się chłopak.
   - Bo nikt mnie łaskawie nie uprzedził, że spędzę noc poza domem – odparłam z przekąsem.
   - Trzeba było od razu mówić. Łap ! – krzyknął i rzucił mi biały t-shirt.
   - Mam spać w twoich ciuchach ?
   - A wolisz nago ? – zachichotał głupkowato Harry.
   - Chyba śnisz chłopcze. A teraz sorry, nie chcę być niemiła, ale naprawdę jestem już śpiąca.
   - Jasne, już idę, dobranoc.
   - Narka.
   - Maya, zaczekaj ! – wrócił się chłopak.
   - Co ?!
   - Ładnie ci bez makijażu – powiedział z uśmiechem.
   - Tsaaaa… idź już – odparłam i wypchnęłam go lekko za drzwi, po czym zamknęłam je. Oparłam się na chwilę o nie plecami, a po moich ustach przebiegł lekki uśmiech. Jest słodki, ale i tak cholernie mnie drażni…
Rano.
Przetarłam oczy i ujrzałam jasne światło wpadające przez zasłonięte żaluzje. Leniwie sięgnęłam po swoją komórkę żeby sprawdzić godzinę. 7.40 !
   - Harry ! Harry ! Harry wstawaj ! – podbiegłam do niego jak poparzona i zaczęłam telepać całym jego ciałem.
   - C-co się dzieje ? – zapytał zaspany.
   - Zaspaliśmy ! – krzyknęłam i popędziłam biegiem do łazienki.
Szybko włożyłam wczorajsze ubrania i przeczesałam palcami włosy. Najgorsze było to, że miałam przy sobie tylko szminkę, a reszta moich malowideł została w domu. Musiałam obejść się bez tego pomalowałam tylko usta, a żeby zakryć brak make-upu na nos włożyłam okulary przeciwsłoneczne. Jeszcze tylko narzuciłam czapkę i chwyciłam torebkę, po czym byłam gotowa do wyjścia z domu.
Harry był już ubrany i czekał na mnie.
   - Gdzie jest ta szkoła ? – spytał.
   - Na New London Town.
   - W 10 minut tam nie dojedziemy. Potrzeba przynajmniej z pół godziny.
   - Dobra nieważne, chodź ! – popędziłam go i już po 30 sekundach siedzieliśmy w jego aucie.
   - Zapnij pasy.
   - Jedź żesz !
Nie minęło dosłownie 5 minut, a już wpieprzyliśmy się w mega korek przy centrum handlowym.
   - Co tu tyle aut ? – zdziwiłam się.
   - Mamy dzisiaj promocję płyty – uśmiechnął się Harry.
   - Kiedy ?
   - Za dwie godziny.
   - Nic nie mówiłeś.
   - Przecież cię to nie obchodzi, prawda ?
   - Prawda, kompletnie.
Spojrzałam na niego kątem oka. Miał na sobie czarne spodnie i białą, dość rozpiętą koszulę, przez co doskonale było widać jego klatę. Spoczywał na niej wisiorek, a także masa nadziabanych tatuaży. Wcześniej nie widziałam żadnego z nich, więc mogłam się teraz dobrze przyjrzeć.
   - Ile ty tego masz ?
   - Trochę się nazbierało a co, nie podoba ci się ? – spytał.
   - Tatuaże są spoko, sama mam kilka.
   - Widziałem – odparł z lekkim uśmiechem.
   - Typowy facet – parsknęłam.
   - Masz je na ramieniu, każdy mógłby je zobaczyć – powiedział.
   - Nie każdy, dlatego czuj się zaszczycony – odpowiedziałam z przekąsem.
   - O, jedziemy – powiedział Harry.
   - No nareszcie.
Kiedy podjechaliśmy pod budynek mojej szkoły było 20 po ósmej. Wzięłam swoją torbę i już prawie opuściłam samochód, jednak Harry złapał mnie za ramię.
   - Puść mnie, spieszę się.
   - To był fajny wieczór.
   - Dobra, spoko, pa.
   - Do zobaczenia później.
   - Jak to ?
   - Przecież będziesz dzisiaj w o2 prawda ? – zapytał.
   - No będę, ale nie rób sobie nadziei, zawarliśmy umowę, pamiętaj – powiedziałam i opuściwszy wnętrze auta Harry’ego skierowałam się ku budynkowi szkoły.
Chwilę potem…
   - Bednarek, to już 6 spóźnienie.
   - Sorry, korki były.
Nauczycielka podeszła do mnie i opierając się rękoma o ławkę powiedziała :
   - W takim razie może znajdź sobie inną szkołę, w której będą tolerować te twoje wszystkie wybryki albo wiesz co… od razu zabierz się za zamiatanie ulic, bo tylko na to cię stać.
Od razu wszystko się we mnie zagotowało i nie myśląc za długo popchnęłam ją z całym impetem tak, że od razu wylądowała tyłkiem od ziemi.
   - Do dyrektora gówniaro ! Ale to już ! – krzyknęła a ja z wielką chęcią opuściłam klasę trzaskając drzwiami.
Nie miałam najmniejszego zamiaru znów odwiedzać gabinetu tego frajera więc po prostu opuściłam budynek szkoły tak szybko, jak do niego dotarłam.
Niezbyt wiedziałam dokąd mam się udać. Nie chciałam włóczyć się tak bez celu po mieście, więc najlepszą opcją był chyba powrót do domu.
Po jakichś 20 minutach byłam na miejscu. Czułam się jakbym dostała po twarzy lub jakbym przebiegła maraton. Pewnie znowu będę mieć przesrane i nie skończy się to już na pracach społecznych. W ogóle musiałam tam dzisiaj iść, ale w tej sytuacji to chyba nie było aż tak ważne. W ogóle zwisa mi już to wszystko. Ta głupia baba powiedziała, że nadaję się do zamiatania ulic. A co ona do cholery może wiedzieć na mój temat ? Wie przez co przechodziłam ? Wie jak mi ciężko ? Wie, że to przez moich popieprzonych rodziców sama taka się stałam ? Chciałabym się zmienić. Chciałabym, ale tylko czasami. Cieszę się że jestem taka jaka jestem, bo dzięki temu nikt nie może mną manipulować i mówić mi co mam robić. Tylko że przez to wynikają na razie same problemy.
Musiałam się położyć. Zaczynała mnie boleć głowa i ogólnie od rana nie czułam się najlepiej.
Kiedy się obudziłam, dostrzegłam jak powoli zachodzi słońce. Byłam ciekawa która godzina. Sprawdziwszy zegarek okazało się, że jest kilka minut po 18. Od 2 godzin powinnam być w o2 i myć te jebane podłogi. Przespałam prawie 10 godzin i to w ciągu dnia. Czułam się wypoczęta i miałam ochotę aby coś zrobić. Ale co ? Wygrzebałam swój telefon z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. 4 nieodebrane połączenia : 2 od nieznanych numerów, a dwa od mojej ciotki. O kurwa ! Przecież od wczoraj nie dałam jej znaku życia ! Wysłała mnie po kawę i już nie wróciłam. Cholera, nawet nie pomyślałam żeby do niej zadzwonić albo coś, zupełnie wyleciało mi to z głowy. Od razu wybrałam odpowiedni numer i czekałam na połączenie. Po 3 sygnałach usłyszałam na dzień dobry :
   - Maya na litość boską co się stało ?!
   - Emm… sorry.
   - Co sorry, jakie sorry ? Nie było cię całą noc, nie dałaś znaku życia, czy ty wiesz jak się martwiłam ?! Byłam na policji i chciałam zgłosić zaginięcie, ale powiedzieli mi, że muszą minąć dwa dni. Gdzie byłaś ?!
   - U znajomego.
   - Co ? U jakiego znajomego ?
   - Nie znasz. Poszliśmy na imprezę i jakoś tak zeszło – skłamałam.
   - Na imprezę w środku tygodnia ? Oszalałaś ?!
   - No przecież mówię sorry, tak ?! Już nie panikuj tak, przecież wróciłam.
   - Za to jak ja wrócę, to poważnie sobie porozmawiamy. Będę po 22 i ani mi się waż wychodzić gdziekolwiek z domu – nakazała mi ciotka, po czym rozłączyła się.
Właśnie się zorientowałam, że przez cały dzień nic nie jadłam co mój żołądek również mi w tej chwili zasygnalizował. Udałam się do kuchni i wyciągnęłam z lodówki jakąś szynkę i warzywa, aby zrobić sobie kanapki.
Kiedy przygotowałam posiłek, usiadłam w salonie na fotelu i zaczęłam jeść, dosłownie po dwóch minutach rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Od razu pomyślałam że to ciotka jednak postanowiła pofatygować się wcześniej do domu, żeby udzielić mi reprymendy na moje „zniknięcie”. Odruchowo otworzyłam drzwi i nawet nie patrząc kto w nich stoi, pokierowałam się w stronę pokoju.
   - Cześć Maya.
To nie była ciotka. Szybko odwróciłam się, a gdy już to zrobiłam, ujrzałam Liama.
   - Co ty tu robisz ? Domy ci się pomyliły ?
   - Chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku.
   - Jak widać na załączonym obrazku, to tak. Dzięki za fatygę, wiesz gdzie jest wyjście.
   - Poczekaj. Dlaczego nie było cię dzisiaj w o2 ? Harry mi mówił, co się wczoraj stało.
   - No co za cholerna papla ! Kto go w ogóle o to prosił ?! – wkurzyłam się.
   - Bardzo dobrze zrobił. Z tego co słyszałem, to uratował cię z niezłych tarapatów – powiedział.
   - Niech już sobie tak nie schlebia. Po prostu jak zwykle musiał się wpieprzyć – odparłam.
   - Mogę usiąść ? – zapytał się.
W odpowiedzi machnęłam tylko ręką, wskazując na wolne miejsce.
   - Przyniosłem ci coś – powiedział tajemniczo.
   - Co ?
Liam wyciągnął z kieszeni kurtki białą kopertę i podał mi ją do ręki.
   - Chcesz mnie przekupić ? – zaśmiałam się.
   - Otwórz to zobaczysz.
Oderwałam górną część koperty, nie uszkadzając ewentualnej zawartości w środku i wyciągnęłam złożoną kartkę. Rozłożyłam ją a pierwszym co ukazało się moim oczom, był napis z nazwą linii lotniczych.
Czytając dalej zamieszczony niżej tekst, coraz bardziej zaczęłam niedowierzać w to, co widzę. W wyniku tego zaczęłam się głośno śmiać.
   - Ba…bardzo dobry żart – mówiłam przez swój brecht.
   - Ale to nie żart – uśmiechnął się Liam.
   - O ludzie ludzie – kontynuowałam.
   - Czyli widzę, że pomysł ci się podoba – powiedział chłopak.
   - Oj przestań. Przecież wiadomo że jaja sobie ze mnie robisz – śmiałam się dalej – No jednak potrafisz się nieźle odgryźć, nie posądzałam cię o takie rzeczy – dodałam.
   - Maya, ten bilet jest jak najbardziej prawdziwy – oznajmił już bardziej poważnie.
   - „Wylot do Hiszpanii, Barcelona 01.07-08.07 z lotniska Heathrow o godzinie 11.40, pas startowy numer 3”. Naprawdę mam to traktować poważnie ? – zaśmiałam się ironicznie.
   - Tak.
   - Niby na jakiej podstawie ? Znamy się BARDZO krótko, nie lubię was czego nawet niespecjalnie ukrywam. Stroję fochy, wyzywam was i wyśmiewam. I ty chcesz mi powiedzieć, że to może w nagrodę za to, jaka dla was jestem ? Nie rozśmieszaj mnie, bo takie żarty naprawdę mnie nie bawią. Poza tym mówiłam ci już – nigdy nie będę wykorzystywać czyichś pieniędzy i jak widać głupoty, a więc zabierz to teraz ze sobą, i grzecznie opuść moje mieszkanie póki jestem jeszcze w miarę miła – powiedziałam i podniosłam się z fotela, aby móc wyprosić chłopaka.
   - Nie pójdę – odpowiedział.
   - W takim razie zaraz zadzwonię na policję i to oni cię stąd wyprowadzą – powiedziałam zbliżając się nieznacznie do chłopaka, co pozwoliło mi wyczuć coś, czego wcześniej nie wyłapałam.
   - Czy ty coś piłeś ? – spytałam.
   - Poszedłem z chłopakami na jedno piwo.
   - I przychodzisz tu pijany ?
   - To zawsze dodaje więcej odwagi.
   - A co ? Boisz się mnie ?
   - Hmmm… coś w tym rodzaju – odparł śmiejąc się nerwowo.
   - A teraz ? – szepnęłam, zbliżając się do niego jeszcze bardziej i starając się opanować śmiech, który na nowo we mnie wzbierał.
Chyba wypił więcej niż jedno piwo o którym mówił, bo inaczej jego ręce nie wędrowałyby w kierunku moich bioder.
   - Wyjdź stąd – zareagowałam.
   - Przepraszam, nie chciałem.
   - Wyjdź i zabierz ten bilet – nakazałam mu.
Chłopak w końcu się mnie posłuchał i skierował się ku drzwiom zostawiając jednak kartkę na stoliku. Po chwili bez słowa zamknął za sobą drzwi a ja nareszcie zostałam sama. Spojrzałam jeszcze raz na bilet lotniczy, po czym szybkim ruchem wyrzuciłam go do śmietnika w kuchni. Jak oni mnie wszyscy denerwowali.
Po zjedzonym posiłku usadowiłam się wygodnie w fotelu i przy przytłumionym świetle zaczęłam czytać jedną z książek, którą wypożyczyłam ostatnio w bibliotece.
Kiedy spojrzałam na zegarek, wskazywał on godzinę 22.30. Ciotka niebawem miała wrócić do domu i opierdolić mnie za wczorajszą akcję. Nie chciało mi się na nią czekać, jednak wolałam mieć to jej gadanie za sobą. Nim się obejrzałam, drzwi się otworzyły a zaraz w nich ujrzałam ciotkę.
   - Siema – przywitałam się.
   - Cześć – odparła bez emocji.
   - Co tam w pracy? – spytałam ot tak.
   - Nie zagaduj mnie, musimy poważnie porozmawiać.
   - Przecież już gadałyśmy przez telefon.
   - I ty myślisz że to wystarczy? Mało co przez ciebie zawału nie dostałam, myślałam, że coś ci się stało, że ktoś ci zrobił krzywdę.
   - Nikt mi nic nie zrobił i jak widać na załączonym obrazku, wszystko ze mną w porządku.
   - A co to jest? – zapytała.
Kurwa. Zapomniałam o opatrunku na ręce.
   - Kroiłam pomidora i skaleczyłam się nożem.
   - Nie mamy w domu bandażu.
   - Emm… miałam u siebie w pokoju.
   - I sama tak się opatrzyłaś? Maya spójrz na mnie.
   - Muszę już iść, jutro wstaję do szkoły – wymigałam się.
   - A tak a propos szkoły. Dzwonił do mnie twój dyrektor.
Nie miałam już ochoty tego wysłuchiwać więc wstałam szybko z fotela i pokierowałam się do swojego pokoju słysząc jedynie za sobą :
   - Jeśli jeszcze raz coś wywiniesz to skieruje cię do poprawczaka…
Rano…
Zamiast do szkoły postanowiłam jednak pójść do „pracy”. Wolałam spędzić czas z mopami i ujebaną podłogą niż z tymi wszystkimi porąbanymi ludźmi. Punktualnie o 9 stawiłam się w biurze pani Hall, tłumacząc się niezgrabnie z mojej wczorajszej nieobecności, po czym mogłam zająć się już swoimi obowiązkami.
Oczywiście nie obyło by się bez wizyty mojej „ukochanej” piąteczki frajerów. Niedługo po moim przyjściu pojawili się oni, jakby doskonale wiedzieli, że tu będę, chociaż tak w zasadzie nie przychodzili tu do mnie.
   - Cześć – przywitał się jako pierwszy Harry.
   - Cześć.
   - Nie spodziewałem się, że o tej godzinie tu będziesz – powiedział.
   - Jak widać jestem. Weź stąd odejdź bo brud mi tu roznosisz – zganiłam go i machnęłam ręką.
   - Cześć Maya – podszedł Liam.
   - Cześć.
   - Wszystko w porządku? – spytał.
   - A co cię to tak właściwie obchodzi? Idź bo ślady robisz.
   - Jesteś zła?
   - Nie.
   - To może dasz się gdzieś później wyciągnąć?
   - Raczej nie, nie mam dziś nastroju żeby gdziekolwiek z tobą łazić.
   - Nie będę na siłę namawiał, ale jeśli zmieniłabyś zdanie, to jestem na scenie – zaśmiał się.
   - Pff… trudno nie zauważyć – odparłam, po czym oboje zajęliśmy się swoimi sprawami.
Po umyciu całej podłogi w sali musiałam wytargać ciężkie wiadro z wodą w odpowiednie miejsce, co okazało się jednak sporym wysiłkiem, z którym nie do końca potrafiłam sobie poradzić. Cholera. Byli tu tylko oni więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko poproszenie któregoś z nich o pomoc.
   - Ekhem… ej !
Nie usłyszeli. Pofatygowałam się osobiście na tą ich całą scenę, dorwałam jeden z mikrofonów i powiedziałam :
   - Potrzebuję pomocy. Są jacyś chętni?
Wszyscy odwrócili się w moją stronę a uśmiechnięty Liam zapytał się o co chodzi.
   - Nic wielkiego. Muszę wynieść wiadro z wodą ale jest za ciężkie. Byłbyś łaskaw?
   - Jasne, nie ma problemu.
Chłopak bez problemu chwycił wiaderko i ruszył za mną w kierunku który obrałam.
   - Dzięki – powiedziałam.
   - To co? Przemyślałaś moją propozycję? – zapytał.
   - Nie chce mi się nigdzie łazić, po prostu nie mam na to ochoty.
   - Znam naprawdę świetne miejsca które nawet mogłyby ci się spodobać.
   - No i co niby mielibyśmy robić?
   - Okaże się na miejscu, ale z tobą na pewno nie będzie nudno.
   - Ale może z tobą będzie? – zaśmiałam się.
   - Naprawdę mnie za takiego uważasz? W takim razie podejmuję się zadania. Pokażę ci, że nie jestem nudziarzem – odwzajemnił śmiech.
   - Wcale się nie zgodziłam – powiedziałam.
   - Więc się zgódź, co ci zależy.
   - A czemu tobie zależy? Jak widać tobie i Harry’emu. Jak nie jeden to drugi i tak tylko skaczę z kwiatka na kwiatek. Zamiast was odstraszyć to kleicie się do mnie jak muchy.
   - Nie ma to jak skromność – zaśmiał się ponownie.
   - No dobra. Możemy iść ale musisz wypełnić swoje zadanie – odparłam.
   - I tak będzie. Do końca życia nie zapomnisz tego wieczoru…

Ciekawe co takiego pan Payne wymyśli, niedługo się okaże ;D
Kolejny part - Zayn :)

1 komentarz:

  1. co tu dużo gadać? rozdział boski, jak każdy napisany przez Ciebie *.* na prawdę tak się cieszę, że tu wróciłaś, nawet nie masz pojęcia asjaslakslaks lecę dalej!;) Daria

    OdpowiedzUsuń