NIESPODZIANKA ! :D
Nie wiedziałam co dziś napisać i tak od myślenia powstał... rozdział o Liamie. To opowiadanie będzie trochę inne niż pozostałe więc może akurat Wam się spodoba , oceńcie sami :)WSTĘP : Normalność... Normalność jest dla tych , którzy nie chcą wyróżniać się z tłumu i wolą idealnie przypasować się do całej reszty. Normalność jest jak długa , kręta uliczka , która i tak w końcu prowadzi donikąd. Dlaczego tak myślę ? Ponieważ sama sama byłam zwykłą , szarą i prostą dziewczyną. Teraz jestem inna , zmieniłam się ale nie oznacza to , że na lepsze...
ROZDZIAŁ I
Piątek. Niby ostatni dzień szkoły i początek weekendu , ale mam już go serdecznie dosyć , oczywiście wszystko przez moją zajebaną szkołę i kompletny brak tolerancji. Zaczęło się od rana :- Maya co to ma znowu być ?! - zapytała moja zbulwersowana wychowawczyni wskazując na kolejny kolczyk , który pojawił się na mojej twarzy. To już szósty i tym razem pojawił się w wardze.
Mój wygląd nie przypominał tradycyjnego stylu przeciętnej nastolatki , odbiegał on znacząco od wszelkiej reguły. Miałam zafarbowane na czarno włosy , przeważnie kreski podkreślające moje duże niebieskie oczy , obowiązkowy piercing i... (może to kogoś dziwiło) dość wyzywający strój. Niejednokrotnie słyszałam , że wyglądam jak dziwka i tylko czekam na okazję aby się z kimś przespać ale tak właściwie to gówno mnie obchodziło zdanie innych na mój temat.
- Kolczyk , nie widzi pani ? Jeśli nie to proponuję zmienić już te stare i śmieszne pingle na nowe - odgryzłam się nauczycielce.
- Coś ty powiedziała ? - uniosła się kobieta.
- O i jeszcze ze słuchem ma pani problemy , zalecam wcześniejszą emeryturę bo jeszcze któregoś razu się nam tu pani całkiem rozklekocze - powiedziałam z przekąsem.
- Do dyrektora ale to już ! - krzyknęła babka i wypieprzyła mnie z klasy.
Hmmm... która to już moja wizyta u dyrektora ? A tak - trzecia w tym tygodniu. Chyba zacznę sobie zapisywać w kalendarzu co i jak bo w końcu nie spamiętam. Zapukałam do gabinetu i od razu usłyszałam zgodę na wejście :
- Pani Bednarek - zaczął. Uwielbiałam kiedy trudził się z wypowiedzieniem mojego nazwiska. Zawsze miałam z tego niezłą polewkę. Nie wspomniałam chyba że jestem Polką. Tak , niestety jestem z Polski ale już od 5 lat mieszkałam w Londynie z moją ciotką , która wzięła mnie do siebie kiedy odebrano moim "rozdzicom" prawa rodzicielskie. Oboje chlali i pewnie do tej pory chleją. Nie mam rodzeństwa ale może to i lepiej bo pewnie wylądowaliby już dawno w bidulu. Wracając do rozmowy...
- Spotykami się już trzeci raz w tym tygodniu , nie uważa pani że to za dużo ? - spytał dyrektor.
- To nie moja wina , że wszyscy obrażają się o to , że mówi im się prawdę - powiedziałam.
- Jaką prawdę ? - kontynuował mężczyzna.
- Pani Wilson wkurzyła się za to , że powiedziałam , że jest ślepa i głucha , czysta prawda - zaśmiałam się szyderczo.
- I według ciebie miała się nie zdenerwować ? To było niekulturalne , trochę taktu dziewczyno - tłumaczył mi dyrektor.
- Dobra , jaka kara na dzisiaj ? - zapytałam od razu bo znałam już "procedury".
- Pięć godzin prac społecznych na rzecz szkoły albo miejsca które sama sobie wybierzesz - powiedział oficjalnie mężczyzna.
Jasne , oczywiście... nie mogłam spodziewać się niczego innego. Prace społeczne to była kara za najmniejsze nawet przewinienie , nasz dyrektor uważał , że taka metoda jest "najbardziej pożyteczna". W końcu po szkole zabrałam się do domu. Miałam po dziurki w nosie tych wszystkich pieprzonych ludzi. Dobrze że chociaż z ciocią jakoś udawało mi się dogadać chociaż też nie miałyśmy super relacji. Właściwie z nikim nigdy nie miałam dobrych kontaktów. Powiedzmy sobie szczerze - jestem typem samotnika. Po drodze do domu zawsze spotykałam się z dziwnymi spojrzeniami. Czasami drażniło mnie to tak bardzo , że niejednokrotnie mówiłam komuś "spierdalaj" ale na dłuższą metę i tak to nie skutkowało , gapili się... Kiedy w końcu dotarłam na miejsce , ciotki nie było. Pracowała po 12 godzin także często się mijałyśmy. Nie chciało mi się siedzieć na tyłku przez telewizorem więc postanowiłam tylko coś zjeść , ogarnąć mieszkanie i iść... iść gdziekolwiek. Najbardziej jednak lubiłam chodzić do lasu. Nie było tam ludzi , tylko ja , cisza i spokój. Wykonałam wcześniej zaplanowane czynności i wyszłam. Pomału robiło się ciemno ale nie przeszkadzało mi to , lubiłam noc. Szłam ulicami Londynu , zatłoczonego Londynu bo jak to zwykle bywa w piątki , wszyscy uderzają na jakąś balangę. Nie chodziłam na imprezy , ponieważ każda miała dla mnie taki sam schemat : najważniejsze było schlać się jak najbardziej i wyrwać jak najwięcej lasek albo kolesi - żenada. Po głębszym namyśle zdecydowałam się ostatecznie , że pójdę jednak pochodzić po lesie i odreagować dzisiejszy dzień. Aby tam dotrzeć , musiałam przejść przez taki duży most i pokonać alejkę "wysłana" ławkami. Prawie nikogo tam nie było , no właśnie... prawie.
Na jednej z ławek siedziała piątka chłopaków z czego jeden z nich chyba płakał. Zwolniłam kroku i przysłuchiwałam się bezczelnie ich rozmowie :
- Stary naprawdę wszystko się ułoży , trzeba tylko czasu - pocieszał go jednen z nich.
- No właśnie , on ma rację , teraz jest ci ciężko ale uwierz że jej też - mówił drugi.
- Chłopie weź się w garść ! - krzyknął któryś.
- Liam nie płacz - głaskał go po plecach jeszcze jakiś z chłopaków.
- Ale ja ją kocham - mówił przez łzy "poszkodowany"
- Ona ciebie na pewno też , może po prostu musicie od siebie trochę odpocząć ? Musisz przeczekać - tłumaczył mu jeden z pięciu kolesi.
- Zostawcie mnie samego , proszę , chcę sobie wszystko poukładać - powiedział ten co płakał.
- Jesteś pewien ? Już się ściemnia - zapytał go ktoś tam.
- Tak , idźcie do domu albo gdzie tam sobie chcecie , w razie czego mam telefon , zdzwonimy się - odpowiedziała "beksa".
- No ok - zgodzili się niechętnie i odeszli od chłopaka jednocześnie mijając mnie. Jeden gościu z lokami się do mnie uśmiechnął , automatycznie miałam ochotę mu przyjebać ale udałam że tego nie widziałam.
W końcu i ja zaczęłam iść w końcu w swoją stronę ale zatrzymał mnie znowu ryk tego kolesia co siedział na ławce. Wreszcie przystanęłam i zaczęłam się na niego centralnie gapić. Nie zwrócił na mnie uwagi. Przyglądałam się temu co robi. Zaczął grzebać w kieszeni i wyciągął z niej chyba... żyletkę ? Nie widziałam tego zbyt dobrze bo było już dosyć ciemno. Następnie odsunął jeden z rękawów bluzy i zbliżył to "coś" do ręki. Znowu zaczął płakać i trzęsącą się dłonią przystawił przedmiot do ręki. Ja dalej stałam i patrzyłam na jego czyny. Nagle wykonał cięcie i zasyczał z bólu ocierając jednocześnie łzy z twarzy. "Tknęła" mnie strużka krwi która zaczęła ściekać po jego ręce więc zdecydowanym krokiem podeszłam do niego i wyrwałam mu tą ostrą rzecz z dłoni.
- Porąbało cię człowieku ?! - zaczęłam się drzeć.
On nic nie odpowiadał tylko siedział i trzymał się za krwawiące miejsce.
- Głuchy jesteś ? Co ty wyprawiasz ?! - krzyczałam dalej.
- Danielle... - powtarzał szeptem to imię.
- Co za Danielle ? - spytałam go już łagodniej.
- Danielle !! - krzyknął chłopak.
- Zamknij się , nie musisz od razu się tak wydzierać ! - sama powiedziałam nie mniej cicho - Pokaż tą łapę , coś z nią zrobił ? - zapytałam.
Rana była w miarę płytka ale i tak wypływało z niej sporo krwi.
- Czubek - powiedziałam i owinęłam jego rękę swoją czarną bluzą.
- Gdzie mieszkasz ? - spytałam znów - Idź lepiej do domu - powiedziałam mu.
On jakby kompetnie zaniemówił , zaczynało mnie to drażnić.
- A ty w ogóle umiesz mówić ? - spytałam ironicznie - A no tak , umiesz drzeć mordę , słyszałam - dodałam oschle - To gdzie do cholery jest twój dom ?! - zapytałam już zbulwersowana.
- Niedaleko , poradzę sobie - odpowiedział chłopak. No brawo , w końcu przemówił.
- Mieszkasz sam czy jak ? Bo chyba lepiej jakby ktoś z tobą siedział żebyś nie odrąbał sobie całej ręki albo nogi na przykład - powiedziałam jak zwykle złośliwie.
- Z przyjaciółmi - szepnął - Tylko z przyjaciółmi - dodał.
- No to trafisz tam czy mam po nich pójść ? - spytałam zniecierpliwiona bo nie miałam już ochoty z nim tu siedzieć.
Nie uzyskałam odpowiedzi. Cóż za nowość. Przez chwilę myślałam co by tutaj zrobić no i w końcu wymyśliłam :
- Daj mi swój telefon - powiedziałam , zero reakcji z jego strony - Telefon ! - krzyknęłam i dopiero wtedy wyciągnął swoją komórkę.
- Do kogo mam zadzwonić ? - zapytałam sama siebie na głos.
Pierwsza w kontaktach była Danielle więc raczej odpuściłam sobie i szukałam dalej , potem był jakiś Harry.
- Kto to Harry ? Twój kumpel ? To z nim mieszkasz ? - spytałam chłopaka. W odpowiedzi pokiwał tylko twierdząco głową.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam na połączenie z niejakim "Harrym" , odebrał natychmiast :
- Liam ? Co się dzieje ? - usłyszałam.
- Ekhem... nie Liam , mam na imię Maya , znalazłam twojego kumpla na ławce i ten no... dobrze by było jakbyś po niego tutaj przyszedł bo nie jest z nim za ciekawie - powiedziałam.
- Coś się stało ? - spytał wyraźnie zaniepokojony.
- Po prostu przyjdź to sam zobaczysz - odpowiedziałam - Tylko szybko - dodałam.
- Dobrze - powiedział...
No ale zanim przyjdzie to chyba muszę jakoś zagadać tego... jak on miał ? Liama ? Chyba tak :
- Słuchaj , powiedz mi... no w sumie nie wiem co , nie umiem wymyślić tematu - powiedziałam szczerze , niechciało mi się gadać i nie miałam o czym.
- Aha - odpowiedział - Nie szkodzi , dla mnie może być cicho - dodał.
- A ty znowu swoje , co ci zrobiła ta Danielle że masz taką załamkę ? - palnęłam prosto z mostu czego już po sekundzie pożałowałam do ten znowu się rozbeczał.
- Jeeezu ok , nie było tematu , nie chcesz to nie mów tylko nie rycz - powiedziałam ozięble czyli praktycznie tak jak zawsze.
Nic się już nie odzywałam tylko siedziałam i błagalnym wzorkiem wypatrywałam tego gostka który niby szybko miał tu po niego przyjść. O... w końcu przylazł :
- No wreszcie - powiedziałam - Zobacz co narobił - dodałam i wkazałam na Liama a tak konkretniej na jego rękę.
Chłopak poszedł do niego i powiedział :
- Co to jest ? Liam co żesz chciał zrobić ? Nigdy więcej tego nie rób.
- Przepraszam - odpowiedział mu kumpel.
- Dobra , skoro ma się kto tobą zająć to ja będę spadać , na razie - powiedziałam i jak najszybciej oddaliłam się od tych dziwnych typków...
Co za ludzie - pomyślałam - Jak można mieć tak zrytą banię ? Aha , czyli z lasu już nici , no nic , chyba w takim razie wrócę do domu , jutro się przejdę - pomyślałam w duchu.
Skierowałam się w drogę powrotną bo moje "plany" nie wypaliły przez jakiegoś samookaleczającego się melancholika z dziwnymi przyjaciółmi. A tak swoją drogą... ja skądś ich chyba znałam...
Co sądzicie ? Jest całkowicie inny niż te opowiadania które pojawiły się tu dotychczas. Swoją drogą myślę że to dobrze , że jest jakieś urozmaicenie. Mam nadzieję że taka wersja Wam odpowiada. Opinie wyrażajcie w komentarzach :)
Jutro znowu notka będzie spontaniczna , sama nie wiem co się pojawi , olśni mnie jutro :D
Na dzisiaj to wszystko , pozdrawiam czytelniczki i może też czytelników :)
Buziaki , Aga :*
Suppperrr xd
OdpowiedzUsuńJezu zajebiste ! Tylko szkoda , ze jest taka troszkę nie miła dla Liama ale mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńPS http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/